Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2009

Może, może...

Kto wie... Może jutro, na parę godzin, szpital wypuści nas ze swoich czeluści... :) O ile jutro Lenka będzie czuła się dobrze. Wyszlibyśmy rano i wrócili wieczorem! Ale fajnie! Trzymajcie kciuki!

Dzień jak codzień?

Wczoraj Lenka pierwszy raz od przyjęcia do szpitala skorzystała z krwi (pewnie od Was - bardzo dziękujemy:)). Musiała przyjąć osocze, bo układ krzepnięcia bardzo nam opadł. Nie jest to niczym groźnym, ani nadzwyczajnym przy leczeniu chemią - tak po prostu ta terapia działa. Co organizm wyprodukuje (czy to zdrową piękną komórkę, czy blasta nowotworowego) chemia to tłucze bez litości. A więc spadające wyniki krwi świadczą również o działaniu leku. Dziś spadła nam hemoglobina - do 7,5 - jutro dostajemy krew. W ogóle ciekawe jak dzieci z białaczką zmieniają się po przyjęciu krwi. Zarumieniają się, oczy im błyszczą, rączki robią się ciepłe... Trochę jak małe wampirki :). Prawdziwe lekarstwo. Dodatkowo doszły problemy z zaparciami i gazami. Oj, męczy się Lenka z tym trochę. A że apetyt wciąż dopisuje (szyneczka rulez, jakby ktoś pytał), to ma ten mały organizm, co trawić. Niestety dyskusja na argumenty z organizmem Leny nie ma żadnego sensu. Organizm wie swoje - JEŚĆ! Doktor doradza pasienie

Szyneczka c.d.

Nie obudziła się .... ufffff Ale jakie były pierwsze słowa Lenki po przebudzeniu dzisiaj ok. 07:20 (jakim cudem wytrzymała tak długo? Może śniła jej się ....)?? Tato, a zrobisz mi kanapkę z szyneczką na śniadanie? Jakimś cudem z 4 kanapek śniadaniowych, udało sie 2 skomponować z najnowszymi produktami by ciocia Marta - dżemik bananowo-daktylowy - Lenka powiedziała, że całkiem mniam - i dżemik śliwkowy - również mniam (aż się zdziwiłem, że coś tak nie-szynkowego może uzyskać jej tak bezwarunkową aprobatę). Pozostałe 2 kanapki już standardowo, z produktem na literę s (niedługo zaczniemy przy niej mówić szyfrem aby nie wywoływać wilka sz.... z lasu) - sz.... od cioci Madzi jest mniam

Szyneczka!

O, to był dzień pod hasłem szyneczki :) Lenka obudziła się wyjątkowo wcześnie - o 6.40. Nawet w szpitalu, przy tych wszystkich porannych hałasach, udaje jej się spać do 8.00, a tu dzisiaj niespodzianka. Dziecko jeszcze oczu dobrze nie otworzyło, a już pada pierwsze pytanie: - Mamo, a na śniadanie będzie szyneczka? Tak, nasze antymięsne dziecko obudziło w sobie mięsożercę. Przez ponad godzinę, która pozostała nam do śniadania byłam zalewana potokiem pytań o szyneczkę. Czy będzie? I ile? Bo Lenka chce dużo... No, może jedną kanapkę zje z pasztecikiem, ale 2 lub 3 koniecznie z szyneczką. Nawet Wiktorii się udzieliło, która już dawno ze sterydami się rozstała, a po chemii apetyt ma raczej mocno średni. Szpitalna szyneczka bardzo nas niestety rozczarowała. Wyglądała na przeżutą, zmieloną, wyplutą i ponownie przerobioną na szyneczkę. Nie było wyjścia, odbyłam wyprawę do spożywczego na dół. Lenka zjadła kanapek ilość 4! Zdecydowanie odmówiłam zaserwowania piątej. Dziecko się na mnie obraziło,

Szpitalna codzienność

Dziś poszła kolejna chemia... Jak na razie nie widać skutków ubocznych, trwa taka cisza przed burzą... Naprawdę trudno uwierzyć w tę ciężką chorobę patrząc na roześmianą buzię Lenki, na jej nieziemski (dosłownie!) apetyt i dobre samopoczucie. Obym nie wywołała wilka z lasu, ale brzuszek nie boli, wymiotów nie ma i włoski wciąż się dobrze trzymają. Lenka zaprzyjaźniła się koleżanką z łóżeczka obok - Wiktorią - również czterolatką. Demonstrują sobie wyklejanki i rysunki, układają wspólnie puzzle na korytarzowym stoliku, wymieniają opinie o szpitalnym wikcie... Ot, dwie wesołe Małe Księżniczki. Co parę dni nasz oddział "zasila" kolejne chore dziecko. Widać rozpacz rodziców po czerwonych oczach i desperacji na twarzy. I tylko ten słabiutki uśmiech, gdy muszą uspokoić niepokój w oczach dziecka... Ta straszna niepewność... 3 tygodnie temu, to my byliśmy tymi Nowymi, my próbowaliśmy się odnaleźć między kuchnią, łazienką i zabiegowym. Poznać masę reguł rządzących tym miejscem. Tymcza

Ogłoszenie

Korzystając z okazji, ze tyle osób nas czyta, chcielibyśmy zapytać, czy ktoś z Was nie zna fajnego miejsca BLISKO Warszawy (godzina, półtorej drogi), gdzie moglibyśmy zabrać Lenę, choć na parę dni jak już wyjdziemy ze szpitala na dłużej. Pewnie będzie to lato. Wolelibyśmy, żeby to było raczej gospodarstwo agroturystyczne z własną kuchnią. Fajnie jakby blisko był las lub jakaś woda. A gdyby jeszcze ktoś znał miejscówkę z jedzeniem makrobiotycznym lub wegetariańskim byłoby rewelacyjnie! Standardy czystości niestety muszą być dość wysokie, jak również możliwość ogrzewania pomieszczeń. Lenka również będzie w słabej formie fizycznej, pewnie będzie uczyć się chodzić od początku, więc dom powinien być do tego przystosowany. Wiemy, ze pewnie zakres poszukiwań mocno nam się zawęzi przez te wymogi, ale wierzymy, ze coś się znajdzie :) Gdyby ktoś, coś... bardzo prosimy o kontakt. Może być na blogu, może być na maila: lenka@showroom.pl Dzięki

Oby tak dalej!

Dziękujemy Wam wszystkim za wsparcie :) Wierzymy, że także dzięki Wam, Lenka zdrowieje :) A teraz kilka słów wyjaśnienia do tego co Andy napisał wczoraj. Po 15tej dobie brania sterydów, Lenka ma szpik M1, co oznacza leczenie standardem SR (Standard Risk) czyli możliwie najmniej inwazyjnym z najlepszymi rokowaniami. Minimum dla utrzymania się w SR po 15tej dobie to 5% blastów, tymczasem Lenka ma poniżej 2%. :). Co nas niezmiernie, oczywiście, cieszy! :) Czekamy jednak wciąż na 33 dobę, kiedy to powinna nastąpić remisja - że zacytuję - "stan w którym będą nieobecne we krwi i szpiku białaczkowe komórki blastyczne (dopuszczalny odsetek komórek blastycznych wynosi 5), obraz kwi obwodowej będzie prawidłowy, ilość płytek krwi będzie powyżej 100 000 mm 3 a ilość granulocytów obojętnochłonnych powyżej 1500 w mm 3 oraz całkowicie ustąpią wszystkie objawy pozaszpikowe". Stan remisji nie oznacza jednak końca leczenia. Przed nami wciąż kolejne etapy połączone z kilku-, kilkunastodnio

Check point dzień 15 - teraz już oficjalnie

Pan doktor pokazał mi dzisiaj już oficjalne wyniki badania szpiku po 15-tym dniu. Szpik M1, liczba blastów poniżej 2%. Na moje pytanie czy to świadczy o tym, że idziemy dobrą ścieżką (parafrazując Ludwika D.), odpowiedział, że jego zdaniem rewelacyjną ścieżką!! Uffff...... Trzymajmy kciuki dalej!!! Kolejny check point po 33 dniu terapii.

Jeszcze o krwi

Jako że akcja oddawania krwi z dedykacją dla naszej Leny zatacza coraz szersze kręgi (krew oddają zupełnie nam nieznani ludzi z odległych zakątków Polski), z czego ogromnie się cieszymy, bo taka skala bezinteresownej, spontanicznej pomocy działa na nas budująco i umacnia wiarę w ludzi, to jednak poczułem sie w obowiązku przekazać drobne wyjaśnienie, które, mam nadzieję, pozwoli wyjaśnić intencje i uniknąć ewentualnych nieporozumień przy oddawaniu krwi i wypisywaniu zaświadczenia. Celem zbierania krwi "dla Leny Błasiak" nie jest zapewnienie krwi konkretnie dla niej, konkretnej grupy krwi i w tej konkretnej chwili dla potrzeb konkretnego zabiegu/transfuzji. Apelujemy o oddawanie krwi, gdyż Lena będzie jej na pewno potrzebowała na przestrzeni całego, długiego (2-2,5 roku) procesu leczenia. Zbierając już teraz krew (jak zaznaczam dowolnej grupy) z "dedykacją" dla Leny, pragniemy niejako spłacać z góry "dług" krwi jaki zaciągniemy w krajowym systemie krwiodawst

Pan doktor jest zadowolony :)

- Wstępnie - jak powiedział Nawet bardzo zadowolony :) To chyba znaczy, że jest dobrze, ale poczekamy do jutra na bardziej oficjalne zadowolenie doktora. Nasza salka się zaludniła - teraz jest już nas czwórka, co oznacza, że staramy się po sobie nie deptać. Jest to mega trudne, a właściwie niemożliwe. Dwa krzesła ustawione przy dwóch sąsiadujących łóżeczkach całkowicie uniemożliwiają komunikację. Ale pal licho komunikację, czy nasz komfort - chodzi o infekcje. W tym zagęszczeniu dzieci + rodziców, to trudne do uniknięcia. Szczególnie, że Lenie odporność z każdym dniem spada, za parę 5-6 dni osiągnie dno. Ja wizualizuję sobie zdrową Lenkę, proszę róbcie to samo, a damy radę. Wierzę w to bardzo! :)

Zabójcza logistyka

Ehhh... Ciężko jest być rodzicem chorego dziecka... I nawet nie chodzi o samą chorobę, ale o to, że jest drugie, to zdrowe, które też nas potrzebuje... Chciałabym się sklonować, najlepiej w trzech wersjach. Oczywiście są plusy naszej sytuacji: 1. Mamy blisko do szpitala 2. Mamy babcie na miejscu 3. Mamy dzielną i sprawdzoną opiekunkę 4. Nikt mnie nie wyrzuci z pracy (chyba?) Ale... To uciekanie od jednego dziecka do drugiego, kombinowanie, jak poświęcić im maksymalnie dużo czasu, myślenie - jak rozłożyć nasz czas pomiędzy dzieci, by nie czuły się opuszczone przez którekolwiek z rodziców. Konia z rzędem temu, kto mi to rozplanuje :) Dziś czuję, że mój organizm się zmęczył, więc pójdzie sobie spać wcześniej, zamiast siedzieć w necie po nocach. Mamy nowe szpitalne łóżko - Decathlonową polówkę, mam nadzieję, ze będzie wygodniejsze niż fotel (który jest swoja drogą bardzo fajny, sister ;)). A więc zamierzam się wyspać. O 6.30 pobudka... A nad Lenki łóżkiem czuwa uśmiechnięty piesek. Jutro n

Fajny, spokojny dzień

Oj, dzisiaj było fajnie :). Luźny dzień bez zabiegów i kroplówek. Jedyny zgrzyt, to zrywanie plasterka z Broviaca i wymiana na nowy. Niestety trzyma się tałatajstwo strasznie mocno i podrażniony naskórek piecze przy przemywaniu, ale i tak lepsze to niż wenflon - zgodziłyśmy się z Lenką w tej kwestii. Bawiła się z babcią w lekarza (Miś dostał Broviaca ;)), ze mną robiła laurki dla dzieci. Fajnie się rozwija to nasze dziecko w szpitalnych warunkach - rysuje, wykleja, lepi z plasteliny, odgrywa scenki - głownie szpitalne. Na szczęście nóżka wywichnięta przedwczoraj po raz trzeci, przestaje boleć - mamy prikaz spacerów na korytarzu. A więc chodzimy na trasie: nasza salka - zabiegowy - łazienka - nasza salka. No i dzisiaj mamy luksusy - czteroosobową jedynkę :) Jutro też laba, a czwartek kolejny marker - 15 dzień. Nie zapomnijcie o kciukach

Kolejna chemia zaliczona

Wczoraj wieczorem nad łóżkiem Lenki pojawił się uśmiechnięty piesek. To znak, że nie można jeść śniadania, bo będzie zabieg w znieczuleniu. Lenka się nie boi, bo wszystko od nas wie. Że trzeba iść na górę, że pani pielęgniarka poda "mleczko" (znieczulenie) do "ogonka" (Broviac), że Lenka zaśnie i wtedy pan doktor zrobi zabieg... Dziś we wkłuciu dolędźwiowym miała podawaną chemię. Niestety przebudzenie nie było najlepsze. Lenka koniecznie chciała wstać, a trzeba leżeć, chciała podnieść głowę, a nie wolno. Coś nie najlepiej się dogadało mleczko z organizmem Lenki. Był krzyk, kopanie bicie - przytulanie nie pomagało, nic nie pomagało :(. Wreszcie nasze pacyfistycznie chowane dziecko oznajmiło: - Ja wszystkich zastrzelę w tym szpitalu! I zbiję! Tylko Mamusię i Tatusia zostawię! Bo ja nikogo nie lubię... Tylko Mamusię, Tatusia, Matyldę i Dyźka... :( Wreszcie po jakichś 20 minutach znieczulenie schodzi i dziecko się uspokaja. Dzielnie leży całe 2 godziny oglądając bajkę .

Dzisiejsze zdjęcia

Podziękowania raz jeszcze

Dostajemy wiele SMSów i komentarzy na blogu ze słowami wsparcia i otuchy. Są one dla nas ogromnie cenne. To dla nas bardzo ważne, że tak wiele osób o nas myśli i wspiera w tej trudnej chwili... Przepraszamy, ze nie odpowiadamy na wszystkie wiadomości, choć bardzo byśmy chcieli, ale doba niestety jest za krótka, a szpitalna szczególnie ;) Dlatego tutaj chcemy Wam przekazać i przepraszamy, ze tak hurtem, jak bardzo jesteśmy Wam wdzięczni za pamięć i dobre słowo. Każdy wpis i SMS, to dla nas dodatkowa energia do walki z chorobą. Dziękujemy wszystkim raz jeszcze!

Mamo, a kiedy stąd wyjdziemy?

Dziś pierwszy raz padło pytanie, którego oczekujemy od dawna. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie wiem, ale raczej nieprędko, bo choroba jest poważna, a walka z nią niestety trwa. A Lenka na to: - Mamo, a my tu jesteśmy od wczoraj? Czy dłużej, bo ja już nie wiem... Dzieci i ich pokrętne rozumienie czasu ... Tymczasem dziś mija dwa tygodnie. Pełne dwa tygodnie naszego nowego życia . Walki o życie Leny... Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybyśmy w tę straszną sobotę, 14 dni temu, nie zrobili na własną rękę morfologii... Kolejne dziecko w Warszawie umiera na sepsę, a dziecko z białaczką nie ma szans przeżycia wstrząsu septycznego... Nie z takimi wynikami krwi, jakie miała Lena. Dziś możemy otwarcie powiedzieć, że nasze przeczucia i pewność, że dziecku jest coś więcej niż po prostu ból, uratowały jej życie. No i oczywiście przytomna reakcja lekarzy w szpitalu na Litewskiej i Niekłańskiej. Jesteśmy wdzięczni, za zabezpieczenie nam zaplecza OIOMowego, choć na szczęście się nie pr

I jeszcze o pomocy...

Kochani, Dostajemy wiele pytań, jak jeszcze, oprócz krwi, moglibyście pomóc. Szczerze mówiąc, Wasze wsparcie jest dla nas absolutnie wystarczającą na ten moment formą pomocy. Jednakże, tak sobie pomyśleliśmy, że jeżeli mimo wszystko chcielibyście choć pośrednio pomóc Lenie, to jedynym na ten moment sensownym rozwiązaniem, jest pomoc szpitalowi na Litewskiej w formie 1%. Warunki tu są super trudne, salki małe, ale lekarze i pielęgniarki robią wszystko co mogą, żeby w tych warunkach leczyć dzieci. I to z uśmiechem i ciepłem. Oczywiście Wasza pomoc w tym przypadku nie poszłaby wprost na leczenie Lenki, ale może choćby trochę na poprawę warunków w szpitalu, co miałoby wpływ także na nasze tam bytowanie. A trochę czasu tu zabawimy. Dlatego, dla zainteresowanych namiary na Fundację .

Bardzo dziękujemy!

Wszystkim! Tym co oddali już krew, tym co planują i tym, którzy nie mogą, ale wspierają nas dobrym słowem. Dawno nie spotkaliśmy się z tak bezinteresownym strumieniem ludzkiej dobroci, także od ludzi kompletnie nam nieznanych. To naprawdę krzepiące! Wasze wsparcie jest dla nas bardzo ważne i jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, niemal fizycznie odczuwalne. Głęboko wierzymy, że tak wiele dobrej energii wzmocni naszą córeczkę i pozwoli jej wyzdrowieć. Dziękujemy! Ania i Andy z Lenką i Matyldą (oraz kotem Dyźkiem, który właśnie zaplątał się w Leny urodzinową girlandę i muszę biec na odsiecz :))

8my dzień - czekamy

Dziś Lenka miała pobieraną krew obwodową. Jutro będziemy wiedzieć, czy ilość blastów spadła poniżej poziomu pozwalającemu nam zostać w obecnym protokole. Lenka dostała dzisiaj pierwszą chemię. Czytamy jej bajkę o Chemioludku Kacperku. To taki ludek, który pomaga walczyć z białaczką. Lenka już polubiła tę bajkę. Na razie maluch czuje się dobrze, apetyt dopisuje, humorek też. Rano troszkę bolała rączka, ta po stronie Broviac'a, przeszło po lekach przeciwbólowych, mamy nadzieję, ze wszystko się pięknie goi.

Jeszcze o krwi...

Kilka wyjaśnień co do oddawania krwi: 1. Można oddać w dowolnym punkcie PCK na terenie kraju, tylko koniecznie zaznaczyć w zaświadczeniu, ze to dla Lenki 2. Istnieje dość sporo warunków i przeciwwskazań przy oddawaniu krwi. Wszystkie tutaj Wszystkim, którzy nam pomagają gorąco dziękujemy!

Parę słów o leczeniu

Ponieważ dużo osób pyta nas o leczenie Lenki i o terminy, to kilka słów objaśnienia... Niestety na długość naszego pobytu wpływ ma wiele czynników. Nieszczęsne infekcje, wyniki badań krwi chociażby... Jesteśmy w tzw pierwszym protokole leczenia ALL (ostrej białaczki limfoblastycznej). Leczenie zaczyna się od sterydów, które mają za zadanie przyblokowanie rozwoju i wybicie blastów (komórek rakowych) we krwi. Działanie sterydów jest oceniane po 8 dniach terapii, czyli dla nas jutro. Jeżeli blastów we krwi będzie poniżej 1000, wciąż lecimy tym samym protokołem i startujemy możliwie najmniej inwazyjną chemię. Kolejny marker to 15ty dzień, sprawdzamy czy działa chemia. I ostatni ważny dzień, 33, kiedy to powinna pojawić się remisja, czyli brak komórek rakowych w szpiku. Wtedy kończymy pierwszy protokół i przechodzimy do drugiego. Ten protokół, w którym aktualnie jesteśmy, ma bardzo dobre rokowania - prawie ponad 90% wyleczeń, oczywiście pod warunkiem nie pojawienia się dodatkowych komplikac

Mamy Broviaca!

Operacja poszła sprawnie i pacjentka już dopomina się o jedzenie, choć jeszcze przez chwilę nie wolno. Przeżyła już wymianę opatrunku, troszkę popłakała przy odklejaniu plasterka (okropnie wredna bestia była) i oby tak dalej. Teraz z klatki piersiowej Lenki wychodzi kabelek, którym będzie miała podawane leki, a także pobieraną krew. Będzie nosiła na szyi specjalną torebkę, w której będziemy chować kabelek, żeby nam się nie pałętał. I tak do końca leczenia...
Dzisiaj Lenkę odwiedziły (i zostały na stałe, niestety tylko w formie dużych wydrukowanych zdjęć) najbliższe jej (poza rodzicami) postacie z realu - siostra Matylda i kot Dyziek. To jej, na chwilę obecną, jedyny kontakt ze światem zewnętrznym, ze wspomnieniami, z tym czego nie może mieć. Smutne .... ale dodało jej to bardzo wigoru. Jutro galeria się rozrośnie, Lena zażyczyła sobie zdjęcia z "Fueltevenutla" - z Mają B., Mają O., Leonem i Matyldą, jutro pewnie poprosi o kolejne... Jest bardzo dzielna i znosi swoją sytuację z zadziwiającym spokojem, może zbyt spokojnie, nie pyta kiedy wróci do domu, nie pyta co się z nią dzieje, myślimy sobie z Honeyusią, że być może wie więcej niż nam się wydaje, domyśla się... Teraz śpi, śpi spokojnie i w tym śnie jest taka słodka i kochana... niech śnią jej się słoneczne plaże Prasonisi, tańczące foki, skaczące w wodzie delfiny, miauczący Dyziek, kolorowe balony,

Jutro ważny dzień...

Lenka dostanie tzw. Broviac, czyli centralne dojście. Z jednej strony to dobrze, bo nie będzie więcej kłucia i cierpienia przy zakładaniu wenflonów (ostatni wylądował w stópce, bo w rączkach nie było już miejsca bez siniaczków :() Z drugiej... To operacja. W pełnym znieczuleniu i narkozie. Lenka zaczęła 6 dni temu przyjmować sterydy - jej odporność spada... Niedługo będzie równa zeru. Tu na oddziale równolegle do walki o życie dzieci, toczy się walka z bakteriami, grzybami i wirusami. A tych niestety nie brakuje. Dzieci siedzą w swoich łóżeczkach, jak w małych twierdzach, a rodzice robią wszystko co mogą by je uchronić przed atakiem. Nie dziwią już nas rytualne wręcz czynności przecierania łóżeczek płynem dezynfekującym, walka z przeciągami czy zalatujące natręctwem, ciągłe mycie rąk. Wchodzimy w ten rytuał. Myjemy upadające na podłogę zabawki, wyparzamy naczynia... Ale to jest szpital, wirusy mają tu raj - tyle bezbronnych organizmów, tyle łatwych łupów... Trzymajcie kciuki za Lenkę j

Krew się przyda...

Wiele osób pytało nas, jak może pomóc. A więc przede wszystkim oddając krew. Niby nie ma na razie z tym problemów, ale lekarze zasugerowali, ze krwi zawsze brakuje, a w czasie tej terapii schodzi jej sporo. Szczególnie ważne dla Leny są płytki krwi. I tu możecie pomóc! Grupa krwi nie ma znaczenia! Jest tak: idziecie do dowolnego punktu PCK, lista punktów http://www.oddajkrew.pl W Warszawie najlepiej zrobić to na Saskiej, bo stamtąd bezpośrednio nasz szpital bierze krew. Podczas rejestracji w placówce PCK należy podać poniższe dane osobowe oraz szpital: LENA BŁASIAK Samodzielny Publiczny Dziecięcy Szpital Kliniczny ul. Marszałkowska 24 00-576 Warszawa Po pobraniu bierzecie zaświadczenie i wysyłacie nam skan lub oryginał. Jest to dla nas i lekarzy karta przetargowa, gdyby były trudności z szybkim zdobyciem krwi dla Lenki. adres mailowy: lenka@showroom.p l lub pocztowy: Aliganza Lenka Błasiak ul. Andersa 13 00-159 Warszawa Najcenniejsze jednak dla Leny są tzw. preparaty krwi (płytki), tro

Nasze życie stanęło na głowie

W tę straszną sobotę - 4.04.2009. Lenka, nasza dopiero co, czterolatka, gorączkowała i uskarżała się na ból "pupki". O ile gorączka wydawała się do opanowania lekami, o tyle ból się nasilał. Rozhasana i nadenergetyczna zazwyczaj Lenka cały dzień leżała, nie chciała siadać, ani nie dawała się obejrzeć. Wzywamy lekarza. Po wstępnym badaniu, p. doktor widząc stan Lenki kieruje nas do chirurga na ostry dyżur. Na Litewskiej nieziemski tłum, jedziemy na Kopernika. Lenka siedzi w foteliku samochodowym bokiem z wyrazem bólu na twarzy. Nasze dzielne dziecko, które rzadko płacze... niepokojące... Ale nie dla lekarzy na Izbie Przyjęć. Chirurg nic nie stwierdza w odbycie, pediatra uważa, że nie ma wskazań do przyjęcia a oddział. Gorączka "zarządzalna", chirurg nie mam zastrzeżeń, mocz czysty. Wspominamy coś o morfologii. Nie mogą zrobić na Izbie, musi być dziecko na oddziale - błędne koło. Ok, poradzimy sobie sami z morfologią. Wszystkie placówki prywatne już nieczynne, możemy