Przejdź do głównej zawartości

Disneyland

Ten post miał się pokazać wcześniej, ale odszedł Kuba i jakoś nie miałam nastroju...

Ale teraz już czas na publikację, bo winni jesteśmy wielkie podziękowania Fundacji Mam Marzenie i pewnej niesamowicie energetycznej i ciepłej osobie - Ani Wachowskiej.
Aniu, pozdrawiamy!

__________________________________________________________


Historia zaczyna się prawie dwa lata temu...

W pewien listopadowy dzień 2010, spotkaliśmy się z wolontariuszkami Fundacji Mam Marzenie, które przyjechały do nas, by posłuchać o marzeniach Leny. Do programu zgłosiła nas Dorota, mama Lenkowego szpitalnego przyjaciela - Gabrysia (pozdrawiamy!). Gabrysiowi udało się zrealizować swoje marzenie chwilę wcześniej i razem z rodzicami i Anią z Fundacji był na rejsie po Adriatyku. Teraz przyszła pora na Lenkę...
Zadanie było pozornie proste - narysowanie swoich marzeń. Myśleliśmy, ze Lenka będzie potrzebowała chwili zastanowienia, ale ta bez wahania naszkicowała:

1. Psa rasy York (Uff, nie przeszło ;))
2. Spotkanie z Gabrysiem (zaliczone :))
3. Zamek Kopciuszka - ciepło, ciepło
4. Siebie przy sztalugach - co zinterpretowaliśmy jako wystawę prac malarskich Leny B.

Minęły dwa lata i... marzenie się spełniło - Fundacja zabrała nas całą rodziną do Disneylandu!

 Przylecieliśmy w czwartek - mega rannym lotem - więc półprzytomni zameldowaliśmy się w hotelu. Ja marzyłam jedynie o łóżku, ale nie nasze elektryczne dzieci! Dzielny Ojciec zabrał je na hotelowy basen, a ja się chwilkę zdrzemnęłam. Potem wybraliśmy się na wycieczkę do Paryża - króciutką, ale warto było odświeżyć sobie atmosferę tego miasta. Wieżę Eiffle'a oglądaliśmy już w "po nocy", co w żadnym stopniu nie ujęło jej uroku i dziewczyny naprawdę były pod wrażeniem. Wracaliśmy chyba ostatnim metrem - pełniutkim po brzegi, ze śpiącymi dziećmi na rękach (tylko dzięki temu udało nam się usiąść), potem tylko autobus do hotelu i spaaaaać.



Drugiego dnia (piątek) ruszyliśmy na podbój Disneylandu.


Powiem Wam, że wrażenie niezapomniane. Trzeba przyznać, że całość pomimo absolutnie obowiązkowej bajkowo-kiczowej atmosfery utrzymuje wysoki poziom estetyczny i naprawdę przyjemnie spędza się tam czas. Lenka ku naszej ogromnej radości pokochała roller coaster'y i dzięki temu mogliśmy się bawić wszyscy - no prawie - bo Matyl jednak postawiła veto. Dzielnie przejechała się na jednym po czym odmówiła jeżdżenia kolejkami ("Mama, ja nie chciałam tu być!!!!"). Udało nam się ją jeszcze w sobotę namówić na jeszcze jedną - zabawę z Rybką Nemo i spływ z żółwiami, mieliśmy nadzieję, że będzie łagodniej, ale był jednak super hard core - mamy obawy, że roller coastery znienawidzi jednak na stałe ;). My z Andim i Leną za to wybawiliśmy się super.


Na szczęście była cała masa innych atrakcji poza coasterowych, która spokojnie nadawała się dla wielbicieli delikatniejszych wrażeń. Wszystko to bardzo urokliwe, dopracowane w szczegółach - naprawdę sama przyjemność.
Dobrze, że w piątek udało nam się "zaliczyć" większość atrakcji, bo w sobotę był już MEGA tłum! Fakt, ze pogoda wyjątkowo dopisała (w piątek było chłodno i nawet popadywało), ale naprawdę trudno było się poruszać, a kolejki do poszczególnych atrakcji urosły do absurdalnych rozmiarów wymagających np. 2 godzin oczekiwania. Dlatego w sobotę załapaliśmy się dosłownie na 3 atrakcje, ale i tak nam się nie nudziło.

W niedzielę pozostał nam hotelowy basen, który dziewczyny katowały z niezmniejszającą się przyjemnością codziennie i... powrót do domu.

Jesteśmy przeogromnie wdzięczni Fundacji Mam Marzenie, bo pewnie nieprędko wybralibyśmy się tam sami, a tak Lena ma kolejne marzenie do zrealizowania...
... Pojechać do Disneylandu :)

Relację z naszego listopadowego (2010) spotkania oraz relację Ani macie TUTAJ.

Od razu też wystosuję apel o wspieranie Fundacji w ich działaniach. To niesamowici ludzie z energią i wieeeeelkim sercem. Kto może, niech wspomoże - dziękujemy!



Komentarze

  1. Cieszę się, że marzenie Lenki się spełniło :) To wspaniałe, że istnieją tacy ludzie, którzy bezinteresownie pomagają innym. Macie śliczne córeczki :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ Lena wyrosła! Nie do poznania:) Super że marzenia się spełniają:)

    OdpowiedzUsuń
  3. super!!!brawo!!całuję Was,cmok

    OdpowiedzUsuń
  4. Super zdjęcia, fajnie,że dodajecie coś od czas do czasu!Lenka to już duża dziewczyna i śliczna :) Czekam na kolejny wpis ze zdjęciami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!Dziewczyny jakie duze kobietki:)Mam nadzieje,ze nie omineliscie parad-sa boskie:)Pozdrawiam serdecznie.WESOLYCH SWIAT DLA CALEJ WASZEJ RODZINKI!

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak! Obejrzelismy paradę księżniczek i specjalny show na 20-lecie. Miszcz!

    OdpowiedzUsuń
  7. O tak! Obejrzelismy paradę księżniczek i specjalny show na 20-lecie. Miszcz!

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę, napiszcie czasami, co u Was słychać ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p