Przejdź do głównej zawartości

Paula [*]

Jednak powróciłam - na chwilę jeno, ale jakże ważną dla mnie.

"Paula odeszła..."

Taki komentarz pojawił się dziś wieczór pod moim ostatnim postem. W jednej chwili zrobiło mi się słabo... Niestety wspólne źródła towarzyskie potwierdziły tę informację :(. No i muszę TO napisać.

Z Paulą znamy (znałyśmy się?) się przez/dzięki (?) chorobie.
Pamiętam dokładnie, jak dostałam od Marty, siostry Pau pierwszego maila z informacją, że Paula choruje i że będzie potrzebowała wsparcia. Odpisałam jej, że oczywiście jak najbardziej postaram się pomóc. Odpowiedź Marty zastała mnie już na Izbie Przyjęć szpitala na Litewskiej, z półprzytomną i cierpiącą Lenką na rękach. Tak nas i Paulinę połączył los i choroba. Równolegle założyłyśmy bloga. Pau twierdziła, że byliśmy dla niej inspiracją, ale sądzę, ze ta potrzeba pisania gdzieś głęboko w niej siedziała i prędzej czy później by wybuchła. Przez mijające miesiące, a później lata śledziliśmy oboje z Andim zmagania Pauli z chorobą, a ja też z zachwytem czytałam jej posty, które szlachetniały z czasem. Pau pięknie pisała o życiu, pięknie dojrzewała...
Razem wystartowałyśmy w konkursie na Blog Roku 2009, obie dotarłyśmy do Finału. Pau wtedy wygrała, a ja cieszyłam się, że więcej ludzi zainteresuje się jej losem... Naprawdę wierzyłam do końca, że da radę.
Teraz przegrała walkę o życie, ale myślę, że wygrała bardzo wiele. Dała siłę wielu ludziom. Pokazała jak do końca się nie poddawać, jak po upadku podnieść głowę. Jak dobrze wykorzystać czas, w którym miga termin przydatności do spożycia. Jak pogodzić się z samym sobą, jak znaleźć wewnętrzny spokój....
Paulinko, odpoczywaj w spokoju ,niech tańczą wokół Ciebie dobre myśli tych wszystkich ludzi, dla których byłaś ważna :*

Blog Pauli

[*][*][*]

Komentarze

  1. Byliśmy z Paulą tak samo jak byliśmy z Wami - poznaliśmy ją dzięki Wam, przed chwilą zaglądałam na jej bloga. Nie wierzę, siedzę i płaczę w Berlinie gdzie mam nadzieję Kuba ma większą szansę niż w "dusznych salkach na Litewskiej". Pozdrawiamy Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. tyle dobrego dziś się u mnie stało i bałam się, że wszystko się wyrówna, no i stało się, miałam od kilku dni przeczucia, niestety się sprawdziły :(((

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale co tak na prawdę stało się z Paulą? Czekała na kolejny zabieg. Miała go i pojawiły się komplikacje? Czy wykonanie zabiegu było już niemożliwe ze względu na jej stan?

    OdpowiedzUsuń
  4. Najważniejsze, że jesteście dla nas inspiracją. Pomagacie nam doceniać życie, każdą chwilę. Jesteście wielkie dzięki swojemu heroizmowi i woli walki. Pau jest wspaniała a teraz będzie najwspanialszym aniołkiem z nieba :)

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tych nerwów wykasowało mi co napisałam (*) - nie mogę uwierzyć, my z Tomkiem wierzyliśmy ponad wszystko - jr

    OdpowiedzUsuń
  6. Wciąż trudno mi uwierzyć...

    OdpowiedzUsuń
  7. To prawda, że trudno w to uwierzyć, to jest niesprawiedliwe!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Strasznie mi smutni... nie rozumiem - bezsilność kolejny raz bezsilność wobec wyroków losu:(

    OdpowiedzUsuń
  9. Już jest szczęśliwa...Pan Bóg Ja przyjął do siebie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Do Was trafiłam od Pauli właśnie. Tyle kciuków zaciśniętych, tyle uśmiechów wywołanych przez jej wpisy. Tak bardzo się starała! (bo ilu z nas zdecydowałoby się na tak rygorystyczną dietę i zmianę stylu zycia, byle tylko wygrać?) tak trudno uwierzyć, że się nie udało :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p