Przejdź do głównej zawartości

Nadrabiamy!

Jestem, jestem. Zaraz wszystko szybciutko opowiem :)

U nas gites, choć z lekkimi przygodami. Matyl przeszła ostre zapalenie oskrzeli i oskrzelików - skończyło się na antybiotyku. Lena trochę pokaszlała, nabyła gila, dwa razy w zagorączkowała i... tyle. Zadziwiające... Jak widać leukocyty to nie wszystko, Lena ma jakąś tajną broń najwyraźniej ;).
Matyl za to wczoraj zwymiotowała nam w samochodzie w drodze do przedszkola. Przesiedziała, więc cały dzień pod moim czujnym okiem bez innych wrażeń, dziś poszła do przedszkola, odegrała swoją rolę w pastorałce i wieczorem znowu złapała temperature - czekamy co tym razem się wykluje.
Oj nie ma nudy, nie ma.

Wyniki Leny dobre, zwiększyliśmy ciutkę dawkę leków i wątrobowe ładnie to wytrzymały, powoli będziemy więc zwiększać dalej, bo leukocyty wciąż oscylują w okolicach 2500, a powinny bliżej 2000. Ale to i tak nic w porównaniu z taką Nel, która mimo brania 150% leku, wciąż miała 4500. Niektórzy to mają power :)
Byłyśmy z Lenką na kontrolnej wizycie u Pani Doktor - wszystko w porządku. Lenka przy okazji odwiedziła oddział (a właściwie jego okolice) w celu wręczenia Naszemu Doktorowi i pielęgniarkom z oddziału własnoręcznie wykonanej kartki swiątecznej wraz z osobiście wypieczonymi i ozdobionymi pierniczkami. Udało nam się spotkać Doktora, a Lena z wrażenia zaniemówiła. Jak powtarzałam tę historię wieczorem Andiemu, Lena oburzona oznajmiła, ze wcale nie zaniemówiła, bo przecież powiedziała "Proszę"
:)
No i tak...
Może potrzymajcie trochę kciuki za Matyla, bo coś ją te przedszkolne infekcje osaczyły.

Komentarze

  1. Trzymamy kciuki za Matyla w takim razie. Towarki

    OdpowiedzUsuń
  2. całuski dziewczynki ...Matylko no co Ty..zdrowka ..a relacji z tropików jak nie było ,tak nie ma..poczekamy,pozdrawiam serdecznie ..Dorota

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego dobrego na świąteczny czas, zdrowie niech zamieszka na stałe w waszym domku

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p