Przejdź do głównej zawartości

Wszystko co dobre w końcu się kończy (niestety… ale właściwie dlaczego niby tak jest … a może tak wcale nie jest…?)

No tak, pojawiłem się jak Feniks z popiołów albo Filip z konopii i już epatuję tymi przygłupawymi tytułami, no cóż, taki flow.

A chodzi o to, że niestety zakończyliśmy najpiękniejsze wakacje naszej rodzinki ever. Siostry Sisters, z przerwami, spędziły w Chałupach ponad 5 tygodni, my na raty ponad 3 tygodnie. 99% tego czasu lampa, plaża, szaleństwa w morzu, relaks, chill, kitesurfing, gastro-turystyka, dzieciowy fun&szaleństwa, balangi w Beach Barze, fantastyczne towarzystwo przyjaciół i znajomych. Nigdy chyba w moim życiu nie miałem tak często i tak intensywnych przemyśleń, że tam jest tak cudownie, że polskie morze jest the best i dlaczego jestem skończonym frajerem i pracuję jako najemnik na etacie w korporacji i mam tylko 26 dni urlopu i nie mogę siedzieć nad morzem od poł. czerwca do końca sierpnia non-stop. No cóż, trzeba rzucić etat, założyć wypożyczalnię leżaków plażowych, obniżyć standardy życiowe i cieszyć się nadmorskim chill’em.

Ale przecież ten blog nie o tym. A o tym, że to właśnie i przede wszystkim Lenka z siostrą, zwaną kiedyś Wrzaskunem (o tak, postępuje ewolucja Matyldy w stronę cywilizowanej i zarządzanej istoty ludzkiej), spędziły tam wspaniałe chwile. W czasie ich ostatniej tury wakacyjnej zaliczyły super urodziny koleżanki Hanci (fantastycznie zorganizowane i poprowadzone poprzez kalejdoskop gier i zabaw towarzyskich przez fantastyczną leciutko starszą koleżankę Alinę), jazdę na mega pontono-materaco-kanapie za motorówką (wielkie dzięki wujku Piotrku za tę fantastyczną frajdę!!) z zaliczoną wywrotką na środku Zatoki Puckiej, po której cała ekipa dzieciaków wylądował w wodzie przykryta pontonem, fantastyczne zabawy w wielkich falach, kolejne lekcje windsurfingu,etc, etc. I temu wszystkiemu towarzyszyło wspaniałe samopoczucie, radość, tryskająca energia, chichot, …. po prostu wspaniałe wakacje mega-radosnego i zdrowego dziecka. Siostry Sisters opalone jak brzoskwinki, surferskie, wypłowiałe od słońca włosy – taki widok – czysta radość. Właściwie, tylko cotygodniowa morfologia i codzienna rutyna podawania lekarstw przypominała mi, że Lenka jest w trakcie jakiejś terapii. Gdyby nie to (a myślę, że nikt nie znający historii Leny na pewno) nic nie dałoby się zauważyć.

Po powrocie, wczoraj, zrobiliśmy kontrolną morfologię – wynik wprawił nas w osłupienie. Kiedy robiliśmy morfologię w piątek, w dzień wyjazdu nad morze, lekko nas zmroziło - wszystko spadło b. nisko – Leukocyty 1200, granulocyty 300 (auć … bardzo nisko, odporność na granicy zupełnego braku odporności) ale postanowiliśmy obniżyć dawkowaniu leków i zaryzykowaliśmy – jedziemy. Po 9 dniach nad morzem, wczorajsze wyniki z kosmosu – Leukocyty 4300, Granulocyty 3200! Skoro tak dobrze jej to robi, to chyba musimy przeprowadzić się nad morze!! Z drugiej strony tak wysoki poziom tych –cytów też nie za dobry – teraz trzeba zwiększyć dawkę. Ale przynajmniej mniej się martwimy (przez chwilę) infekcjami, a niestety właśnie jakieś przeziębienie złapała. Ale na pewno szybko się wybroni.
A poniżej łyk nadmorskich wspomnień ulotnych jak kożuch na mleku, uchwyconym okiem tudzież soczewką


Mega-materaco-pontono-kanapo-zjeżdżalnia


Matylda - sternik motorówki


Za szybcy za wściekli - ponton ride na Zatoce Puckiej


Alez mi się to podoba - wydaje się mówić Matylda


Romantic-artistic - Mama z Matyldą - nauka pływania na plecach


Fokarium


Lena z jubilatką - Hancią


Birthday crew



Urodzinowe zabawy - przenoszenie słomką M&M'sów

Komentarze

  1. Jakie Lenka ma sliczne wloski!Az chce sie czytac tego posta tak radosnie nastraja i cieplo robi sie w serduchu:)Wyniki napewno sie ustabilizuja posylamy dobra moc w strone Lenki.Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. czy jubilatka hania ze zdjęcia nie chodziła do akademii maluszka na szarotki na mokotowie w przeszłości?bardzo znajomo wyglądająca buzia:) pozdrowienia z wawra - zadzdraszczamy taaakich super wakacji:) cała rodzina Motyków z Hanią

    OdpowiedzUsuń
  3. Monika, jest to całkiem możliwe :). Chodziła do jakiegoś żłobko/przedszkola na Mokotowie, ale nie wiem dokładnie jak się nazywało :)
    Świat jest mały ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p