Przejdź do głównej zawartości

Tak właśnie miało być!

Cudnie...

Słonecznie...

Ciepło...


Jeszcze wczoraj wiał dość zimny północny wiatr, ale już za parawanem nieźle przypiekało.

Ale dziś - idealnie!

Pozwoliliśmy nawet Lenie pomoczyć się w morzu (miejmy nadzieję, że Doktor tego nie czyta ;)).


Jest masa dzieciaków poruszających się chmarami po kempingu. W tym, co najwazniejsze, ukochana nierozłączka Maja. Siostry Sisters mają wreszcie okazję poprzebywać trochę w grupie rówieśniczej.


Ogólnie się relaksujemy.

Do jutra - jutro wracamy.

Komentarze

  1. Trzymam bardzo mocno kciuki za Lenkę :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem po świeżej lekturze artykułu w Glamour o Was! Życzę Wam ogromnych kilogramów szczęścia i zdrowia dla Waszej Małej Królewny!! a tak ogromnych worów zdrowia. Niech cieszy swoja osobą świat. A Ty Aniu razem z Mężem kochajcie ją tak mocno jak dotychczas, bo chyba mocniej się już nie da! :) pozdrawiam Kasia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Aniu,

    ja też "poznałam" Was z Glamour, choć prawdę mówiąc mam wrażenie, że znam Cię doskonale... W marcu 2009, moja wtedy niespełna dwuletnia córeczka, też zachorowała na ALL. W lutym br miała ostatnią punkcję, teraz jesteśmy pod opieką poradni no i oczywiście jest doustna Merkaptopuryna i MTX.
    Byłam zszokowana jak czytałam opis Twoich emocji, zmagań z tym co Was spotkało, bo... bardzo mocno pokrywa się to z tym co sama czułam, przez co przechodziliśmy całą rodzina (mam jeszcze 6 letniego syna) i w jaki sposób rozwiązywałyśmy problemy (na pewno nie siedzieć i płakać!!!). Naszych podobieństw jest całe mnóstwo- dużo by pisać :) Mam wielką ochotę porozmawiać z Tobą- osobą, która postrzega Świat tak zbieżnie ze mną :)) dlatego podaję Ci mój adres mailowy- napisz jeśli masz czas i ochotę; anutek03@interia.pl

    PS. my w ubiegły piątek właśnie wróciliśmy znad morza- było cudownie, a nasza Maleńka tryskała energią :)))

    pozdrawiam
    też... Ania ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p