Przejdź do głównej zawartości

Mam marzenie

Jest taka Fundacja, która spełnia marzenia chorych dzieci.
Jakiś czas temu odwiedziła Lenkowego przyjaciela - Gabrysia, który zapytany o to co jest jego marzeniem, odpowiedział kompletnie zaskakując swoją mamę (spodziewała się Playstation), że rejs jachtem :).
I Fundacja zabiera Gabrysia w rejs spełnienia marzeń. Wraz z rodziną.
My również od jakiegoś czasu zapytujemy Lenkę, co jest jej marzeniem, gdzie chciałaby pojechać lub co zrobić. Ale Lenka niezmiennie odpowiadała, że chce pojechać do Kazimierza.
Dziś po dłuższej przerwie zapytałam ją znowu:
-Lenko, masz jakieś marzenie?
A Lenka na to - Tak, chciałabym, aby z nieba spadały pieniążki.
- Ale Lenko, po co?
- Dla Ciebie i dla Tatusia - odpowiedziało nasze rezolutne dziecko

To chyba efekt naszych tłumaczeń, że nie możemy kupić piętnastej lalki Barbi oraz tysiąc pięćset siedemdziesiątego kucyka, bo "pieniążki nie spadają z nieba"
No, to Lenka nam to załatwi :)))

Komentarze

  1. Uwielbiam te zawsze szczere odpowiedzi dzieciaczków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cha cha cha cha! Uwielbiam Lenkę! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. my mamy koparkę. wielką. żóltą. mega radość. milosc odzywa w kazde wakacje (musimy ją parkowac na dzialce). i mlot pneumatyczny. bardzo halasliwy. ciagledziala, chociaz marzenie bylospelnione ponad 3 lata temu.
    fundacja to fajna sprawa. pod warunkiem, że spelnia marzenia dzieci, nie rodziców (co jest niestety bardzo powszechne).
    trzmam kciuki, żeby czarodzieje z fundacji zadzialali w sprawie tych pieniedzy z nieba. oni wszystko potrafia;)
    buziaki
    Mama Misia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p