Przejdź do głównej zawartości

Błądząc w ciemnościach

Zainspirowałam się dziś trochę wpisem Joli na blogu Tomka.
Tomek cierpi na straszliwie rzadką chorobę genetyczną. Na świecie zdiagnozowanych jest zaledwie... 60 przypadków!

A Jola, mama Tomka sama znalazła diagnozę za pomocą... Internetu.
(Jolu, popraw mnie jeśli co pomyliłam :))
Teraz przypadek Tomka jest dla polskich lekarzy szkoleniem? nauką? laboratorium? Pewnie wszystkim po trochu...
I właśnie, znów dzięki Internetowi, znaleźli w Polsce drugą chorą na to samo dziewczynę!
Pewni zrozumieją mnie jedynie rodzice innych chorych dzieci. I Ci którzy sami chorują...
Jak ważne mieć kogoś, kto przechodzi to co ja, to co nasze dziecko. Kto wie, rozumie bez słów, martwi się z nami. To naprawdę nie do zastąpienia, mimo całego wsparcia osób "z zewnątrz".

Nasz przypadek jest inny. Białaczka to niestety częsta choroba. Zapada na nią 1 na 10.000 dzieci. Jest dobrze zbadana, opisana, leczenie przebiega wg tzw. Protokołów.
Pamiętam drugą noc Leny w szpitalu. Byliśmy przewiezieni ze szpitala na Litewskiej na Niekłańską, żeby zapewnić nam zaplecze OIOMu na wypadek wystąpienia wstrząsu septycznego, który jej wtedy groził. Wiedzieliśmy już wtedy, że u Leny lekarze podejrzewają białaczkę, ale wciąż wierzyliśmy, że zakłócenia w obrazie krwi są wynikiem szalejącej sepsy. Wciąż mieliśmy nadzieję, ze to "tylko" sepsa.
Tej nocy Lena miała mieć przetaczane płytki. Szpital był pełen. Lena leżała w 5-cioosobowej sali ze straszliwym bólem w okolicy kości ogonowej (później okazało się, ze to naciek szpiku), z gorączką, strasznie osłabiona... Ciągle pojawiali się nowi pacjenci, lekarz dyżurny uwijał si jak w ukropie. Na Lenkowe płytki przyszedł czas dopiero o 1.00 w nocy. Szpital spał. Przy łóżku Lenki (proces podawania płytek lepiej obserwować) siedziałam ja, jedna z sióstr i lekarz dyżurny, któremu ze zmęczenia zamykały się oczy. Siostra ciągle go czymś zagadywała... W pewnym momencie temat zszedł na białaczkę. Dopiero później uświadomiłam sobie, że musieli mieć to ustalone. Tak bardzo chciałam wierzyć, że to nie TO, że słuchałam jakby problem mnie nie dotyczył.
A oni przekazali mi masę uspokajających wiadomości.
O białaczce.
Że jest badana od wielu lat
Na olbrzymiej próbie - wszystkie przypadki w krajach UE wchodzą "do jednego wora".
Że leczenie to właściwie proces zero-jedynkowy. Spełniasz warunek na bramce (po n-tym etapie leczenia), przechodzisz do następnego etapu. Że tu nie ma eksperymentowania, sprawdzania leków. Działa? Czy nie?
Po prostu przechodzisz całą procedurę i... jesteś zdrowy.
Cała ta wypowiedź była prywatnym przedstawieniem dla mnie!
Słuchałam trochę dla zabicia czasu, trochę z ciekawości, ale wciąż licząc, że problem mnie nie dotyczy.
To, że oni wiedzieli i przygotowali to dla mnie odkryłam parę dni później, gdy usłyszeliśmy ostateczną diagnozę.
Ostra białaczka limfoblastyczna.
Ale wtedy już się nie bałam. Wiedziałam, że jest antidotum, że lekarze wiedzą co robią, że trzeba tylko przejść bardzo trudną ścieżką...
Jestem tej dwójce nieskończenie wdzięczna.
Za ten show z wiedzy o... :)

Wielu rodziców chorych dzieci nie ma takiej szansy, wiele chorób jest na tyle rzadkich, że diagnoza niewiele pomaga. Wciąż błądzisz w ciemnościach szukając drugiej latarki.
Tomek właśnie ją znalazł...

Komentarze

  1. pięknie napisane i racja!
    :)
    Małgo

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu łezka się zakreciała w mym oku..
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  3. wzruszyłam się...
    A czy mogę nieco z innej beczki? Czemu ostatnio Andy Ojciec tak nas, czytelników lenkowego bloga, zaniedbuje?

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem z Wami. jesteście cudowną rodzinką :) mój Tatuś też jest chory na tą samą chorobę za 4 tygodnie bedzie miał przeszczep- tyle, że u ludzi starszych leczenie przebiega inaczej- organizm gorzej to znosi. modle się za Waszą córcię i wierzę, ze się uda. rotka

    OdpowiedzUsuń
  5. No imasz Babo placek...no pobuczałam się i teraz jestem smarkata........Dziękuję Wam za tą opowieść.... I znowu błogasławię ten cały konkurs....za ten wór...nasz wspólny....za to, że się poznałyśmy i za wszystkie anioły.... te, ktore nam już śpią w łóżeczkach...a nawet piętrusach.... Dziękuję i snów spokojnych Wam życzę...i oby wszelkie paskudztwa omijały dzieci...i nasz staruszkó też :) Dobranoc-jr

    OdpowiedzUsuń
  6. :) Szczęście w nieszczęściu...
    e

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p