Przejdź do głównej zawartości

Faza Księżniczki w pełnym rozkwicie...

Od czasu jak w naszym życiu pojawiła się Matylda (co było już prawie 2,5 roku temu) zastanawiamy się z Andim jak to możliwe, że ta sama dwójka rodziców wypuściła z siebie dwójkę tak różnych dzieci...

Lenka - potwierdzą to wszyscy, którzy ją znają - jest dzieckiem szczególnym, wręcz żywą reklamą rodzicielstwa. Łatwo ją pokochać - jest po prostu cudownym dzieckiem. Od urodzenia poukładana jak w zegareczku. Spanie, jedzenie, żadnych wrzasków, malowań po ścianach czy prób połykania małych przedmiotów. Otwarta na rozmowy sugestie, argumenty...

Tymczasem miłość do Matyldy, to miłość trudna, pełna wyzwań :). Ba pełna zasadzek, nieoczekiwanych zwrotów akcji i nagłych suspensów. Miotamy się gdzieś między totalną frustracją, a obawą pęknięcia ze śmiechu. To miłość pełna skrajności i.... zupełnie inna.

Dziewczyny różni absolutnie wszystko. Choćby ta tytułowa tzw. Faza Księżniczki, typowa dla dziewczynek między 2 a 4 rokiem życia. Lena przeleciała przez ten okres bez większego zaangażowania, może z ciutką zdziwienia i próbą naśladownictwa Siostry Mai i Przyjaciółki Niki, w spodniach, trampkach i bez zbędnej biżuterii (co nie oznacza żadnej ;)). Matyl celebruje BYCIE Księżniczką do bólu.
Nie daje się ubrać w spodnie.
Zaraz po bluzce wkłada korale.
Najchętniej całe dnie spędzała by w pantofelkach, aż musiałam je schować, bo jej by stopy zgniły ;)

Dziś potknęłam się o nią przy próbie wyjścia z łazienki. Leżała centralnie na podłodze.
- Mamo, jestem Śnieżką - wyszeptała scenicznie - przynieś mi jabłko.

O mało się nie posikała próbując koniecznie S A M A !!! zrobić siku na wucecie. A to oznacza:
1. Sama zapalić światło (przyniesienie stołka, wejście nań, kilkukrotne zapalenie i zgaszenie światła, próba otwarcie drzwi - oj, stołek blokuje - nie widać czy światło się pali, odstawienie stołka, otwarcie drzwi - nie pali się - kurka - wejście jeszcze raz na stołek... itd razy kilka, wreszcie - udało się)
2. Sama usiąść na toalecie (przyniesienie stołka, zdjęcie gaci, rajstop, spódniczki - ojej nie da się wejść na stołek - próba wczołgania, walnięcie głową w muszlę - Mama, wyjdź, nie patrz!!! - wczołgała się
3. Usiadła, zrobiła siku, potknęła się o gacie/rajstopy/spódniczkę przy próbie zejścia ze stołka z gaciami wokół kostek - spadła ze stołka.
Mamo wyjdź!!!

W kąpieli zjadła kulkę z płynem...

1-2-3-4-5-6-7-8-9-10 Oddychaj głębokoooo...
Może to jakoś przetrwamy... Byle do 18tki :)))

Komentarze

  1. o rety, uśmiałam się. Jako matka trzech synów gwarantuję - z chłopakami jest prościej.Muszę sobie tylko w piaskownicy wychować jakieś fajne synowe, obecnie zapewne też udające całe w różu księżniczki :)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. U mojej 2,5 latki jak narazie nie dostrzegam żadnych oznak fascynacji księżniczkami. W każdym razie czekam na nie z utęsknieniem, bo widzę że ubaw macie z Matyldą po pachy:) Trzymajcie się ciepło:)
    Pozdrawiam Sonia

    OdpowiedzUsuń
  3. Celina chyba, chyba zaczyna. Nie ma jeszcze 2 lat i - co zasadnicze - zdecydowanie nie ma wzoru do naśladowania... a jednak.
    Wczoraj na urodzinach babci Eli znikła na dobre 10 minut, a gdy powróciła wokół szyji zwisały jej dosłownie wszystkie korale babci Eli. (A wiesz ile ona ich ma?!) Wyglądała olśniewająco , łaskawie i z godnością obdarowując nas pełnym subtelności książęcym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  4. hue hue. Matyl de best! byle nie wyrosła na tą całą parys filton! ;)
    Małgo

    OdpowiedzUsuń
  5. haha, Ania :) cudny opis. Pamiętasz, jak pojawiła się Matylda powiedziałam Ci, że wcale nie dziwi mnie Wasza decyzja o drugim dziecku po pierwszym tak bezobsługowym? :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, to nic, w najgorszej fazie ksiezniczkowania Maja nosila jeszcze jakas szmate na glowie, ktora udawala dlugie wlosy (najlepiej zwiazane wstazka) i nie dawala jej sobie zdjac calymi dniami. Pewnego dnia babcia zostala zmuszona do wyjscia z nia na spacer w srodku zimy, z taka szmata, (akurat byla to pieluszka tetrowa) zwisajaca spod czapki na ramiona. Myslalam ze po tym odmowi nam wspolpracy (babcia, nie Maja). Na szczescie to wszystko mija, a Majka nie wykazuje (zbyt duzych) odchylen od normy:))

    OdpowiedzUsuń
  7. super :)) Matylda jest exstra :)) pozdrawiam serdecznie i zyczę wszyskigo naj naj a przede wszystkim zdrowka dla Lenki .czytam blog...krok po kroku śledzę losy lenki..wzrusza mnie ..

    OdpowiedzUsuń
  8. do osiemnastki? zapomnijcie ,że to - coś-zmieni!-;))...ankowianka

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, tu Paulina:) Mama Tosi i Marcepana..Poplakalam sie ze smiechu przy tym poscie:))))))) I powiem Ci, ze mam dokladnie takie same dylematy..Nawet czasem zastanawiam sie czy Marcepana nie podmienili w szpitalu..Byle do 18stki:))
    Buziaki dla Waszej czworki od naszej!

    OdpowiedzUsuń
  10. wesoło macie tak trzymać! :) a z chlopakami wcale nie bywa prościej jeśli mają starszą siostrę księżniczkę - nasz synek w wieku 2,5 lat był zafascynowany akcesoriami dla księżniczek swej siostry a największe kłótnie były o brokatowe różowe pantofelki ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu-nie słyszałam (widziałam) tak cudownego opisu dziecięcej samodzielności!Ta forma! "Obśmiałam się jak norka":) Jaki dystans do uporu malucha. Często tu zaglądam , jak chcę zobaczyć jak wygląda...miłość.pozdrawiam.magda

    OdpowiedzUsuń
  12. U nas było w drugą stronę. Olek (w wieku Lenki) to człowiek demolka, sprytna katastrofa o wielkich, niewinnych, niebieskich oczach. Jeśli gdzieś coś się dzieje, trzeba sprawdzić, gdzie jest Olek. Zna go całe przedszkole i jego opiekunów też. "To jest TEN Olek" - czasem można usłyszeć. - "To jest Mama/Dziadek Olka." Przedwczoraj spuściłam Olka i Dziadka z oka na minutę i już słychać było klakson. Patrzę, dziadek jakoś bokiem pomyka, jakby się chował przed opinią publiczną. Pytam, gdzie dziecko. Na maszynie do lodowiska, uprosił pana, żeby go wsadził, a teraz trąbi.
    Olek rozmawia z obcymi bez żadnego skrępowania na dowolny temat, czasem nie wiem, gdzie się podziać... Robi dowolną wiochę, nic go nie przeraża.
    Jak rok temu zaszliśmy w ciążę, bardzo się baliśmy, że z dwoma urwisami przyjdzie nam osiwieć, zgłupieć i zwariować w najlepszym wypadku. Jasiek ma dopiero 4 miesiące, a czasem można zapomnieć, że mamy dziecko. W ogóle nie płacze, posiada system wczesnego ostrzegania o problemach (stękaniem), nie robi z niczego afery, jak ma do kogo, to się śmieje, jak nikt go nie chce nosić, to sobie leży - to zupełnie inna bajka. Olek w jego wieku wył non stop, nawet czasem przez sen. Zobaczymy, co z Jaśka wyrośnie z czasem, ale mamy nadzieję, że pozostanie łatwy w obsłudze. Przy Olku jest wystarczająco dużo roboty za 4 chłopaczków. Teraz też coś się stało. "Mamo, ratuj!" Idę. Pozdrawiam i 3mam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Aniu ja matkę swoja doprowadziłam do szału, gdy wciągnęłam paczkę "grzybków".... takich do układania obrazków, bo ja testowałam, ktory kolor najsmaczniejszy....jeszcze wiele atrakcji przed Tobą, bo Twoja Księżniczka....przypomina mi mnie za dziecka....i moją Agę...tyle, ze moja była Miss-ią Świata ;DDDD-jr

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p