Przejdź do głównej zawartości

Chillowego weekendu ciąg dalszy

Dzisiaj kontynuowaliśmy tak miło rozpoczęty wczoraj, u sąsiadów z dołu, weekend. Tym razem Lena i Matylda odświeżały kontakt ze swoją ukochaną siostrą Mają, z wizytą do której, celem zapoznania Majowej rybki, dawno się już zapowiadały.
Po hardcore'owej sesji wybierania i ubierania się na plac zabaw, gdzie umówliśmy się z Mają (przekroczyliśmy wszelkie, deklarowane wcześniej, wydawałoby się mega pesymistyczne, deadline'y pojawienia się na placu zabaw, ja nie wiem jak to się dzieje, naprawdę nie znajduję żadnej metody na zdyscyplinowanie tego rozbrykanego i ryczącego stadka), w końcu dotarliśmy do Jordanka, a tam niespodzianka - cały plac zabaw pokryty rozpuszczającym się śniegiem. A my w butkach wiosennych.
O jej, jaki nudny ten post, koniec, nie kontynuuję już wersji sprawozdawczej, nie jestem w tym dobry - zupełnie mnie to nie kręci. Z drugiej strony, nic ekstra się dzisiaj w życiu Leny nie zdarzyło. Dzień jak co dzień (na szczęście, zdarzają się okazje żeby użyć takiego sformułowania) - spotkanie z Mają, wizyta u Maji, spotkanie z rybką, obiad u dziadków, etc. Stan błogosławionej nudy continues. Oby tak dalej. Aż nie mam o czym pisać, albo może tradycyjnie, jak w niedzielę wieczorem, po obiedzie u dziadków, nie mam siły pisać, bo kula w żołądku odłączyła mi mózg. To zapewne ten powód.
Nie będę Was zatem zanudzał moim bezmózgową paplaniną. U nas wszystko w porządku.

Komentarze

  1. W porządku...to anjlepsze co może być :)))i oby trwało ...no chyba, żeby było jeszcze lepiej :))-jr

    OdpowiedzUsuń
  2. Non solum ipsa fortuna caeca est, sed eos etiam plerumque efficit caecos, quos complexa est.

    OdpowiedzUsuń
  3. no i oby tak dalej:)))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p