Dzisiaj kontynuowaliśmy tak miło rozpoczęty wczoraj, u sąsiadów z dołu, weekend. Tym razem Lena i Matylda odświeżały kontakt ze swoją ukochaną siostrą Mają, z wizytą do której, celem zapoznania Majowej rybki, dawno się już zapowiadały.
Po hardcore'owej sesji wybierania i ubierania się na plac zabaw, gdzie umówliśmy się z Mają (przekroczyliśmy wszelkie, deklarowane wcześniej, wydawałoby się mega pesymistyczne, deadline'y pojawienia się na placu zabaw, ja nie wiem jak to się dzieje, naprawdę nie znajduję żadnej metody na zdyscyplinowanie tego rozbrykanego i ryczącego stadka), w końcu dotarliśmy do Jordanka, a tam niespodzianka - cały plac zabaw pokryty rozpuszczającym się śniegiem. A my w butkach wiosennych.
O jej, jaki nudny ten post, koniec, nie kontynuuję już wersji sprawozdawczej, nie jestem w tym dobry - zupełnie mnie to nie kręci. Z drugiej strony, nic ekstra się dzisiaj w życiu Leny nie zdarzyło. Dzień jak co dzień (na szczęście, zdarzają się okazje żeby użyć takiego sformułowania) - spotkanie z Mają, wizyta u Maji, spotkanie z rybką, obiad u dziadków, etc. Stan błogosławionej nudy continues. Oby tak dalej. Aż nie mam o czym pisać, albo może tradycyjnie, jak w niedzielę wieczorem, po obiedzie u dziadków, nie mam siły pisać, bo kula w żołądku odłączyła mi mózg. To zapewne ten powód.
Nie będę Was zatem zanudzał moim bezmózgową paplaniną. U nas wszystko w porządku.
Po hardcore'owej sesji wybierania i ubierania się na plac zabaw, gdzie umówliśmy się z Mają (przekroczyliśmy wszelkie, deklarowane wcześniej, wydawałoby się mega pesymistyczne, deadline'y pojawienia się na placu zabaw, ja nie wiem jak to się dzieje, naprawdę nie znajduję żadnej metody na zdyscyplinowanie tego rozbrykanego i ryczącego stadka), w końcu dotarliśmy do Jordanka, a tam niespodzianka - cały plac zabaw pokryty rozpuszczającym się śniegiem. A my w butkach wiosennych.
O jej, jaki nudny ten post, koniec, nie kontynuuję już wersji sprawozdawczej, nie jestem w tym dobry - zupełnie mnie to nie kręci. Z drugiej strony, nic ekstra się dzisiaj w życiu Leny nie zdarzyło. Dzień jak co dzień (na szczęście, zdarzają się okazje żeby użyć takiego sformułowania) - spotkanie z Mają, wizyta u Maji, spotkanie z rybką, obiad u dziadków, etc. Stan błogosławionej nudy continues. Oby tak dalej. Aż nie mam o czym pisać, albo może tradycyjnie, jak w niedzielę wieczorem, po obiedzie u dziadków, nie mam siły pisać, bo kula w żołądku odłączyła mi mózg. To zapewne ten powód.
Nie będę Was zatem zanudzał moim bezmózgową paplaniną. U nas wszystko w porządku.
:):):):):):)
OdpowiedzUsuńW porządku...to anjlepsze co może być :)))i oby trwało ...no chyba, żeby było jeszcze lepiej :))-jr
OdpowiedzUsuńnice:)))
OdpowiedzUsuńNon solum ipsa fortuna caeca est, sed eos etiam plerumque efficit caecos, quos complexa est.
OdpowiedzUsuńno i oby tak dalej:)))))
OdpowiedzUsuń