Przejdź do głównej zawartości

Alberto Tomba urodził się w Rytrze

Rytro, mała senna wioska nieopodal Nowego Sącza, nigdy nie spodziewała się, że na jej stokach dla początkujących, na wyciągu zwanym „Stonogą”, w innych kręgach po prostu taśmą, urodzi się kiedyś światowej (ba, galaktycznej) sławy talent narciarski, który przewróci do góry nogami układem sił w światowym narciarstwie alpejskim i zakończy okres hegemonii w tej dyscyplinie krajów alpejsko-skandynawskich. Bo właśnie dzisiaj, pierwszą lekcję z instruktorem, na Ryterskim stoku odbyła właśnie ona, niepozorna ale wielkiego serca, waleczna i uparta, bezzębna ale kąsająca jak dziki dzik, szybsza od wiatru (nie bez kozery tak nazywa się jej matka) i ostrzejsza od kałamarnicy ciechanowskiej, Lena „The Fighter” Błasiak vel Wiatr. Było bombowo. Lena nawiązała doskonałą relację z instruktorem Józkiem, bogato s nim wymieniała myśli i słowa, w międzyczasie wykonując piękne szusy po stoku, na którym ledwo można się rozpędzić. Plan jest ambitny. Za dwa dni ma zjechać, z którymś z rodziców, z dużej góry (nachylenie a’la Nosal – jest naprawdę ostro). Specjalnie na tę okazję, jedno z rodziców, ma zamiar (będzie musiało??) wsiąść po kilkunastu latach przerwy, na narty. Tego się lekko (mocno?) obawiamy. Ja skończyłem swoją przygodę z nartami na ostro-gigantowych, zawodniczych nartach dł. 2.05m. Teraz nikt o takich nartach już prawie nie słyszał. Ania skończyła z nartami jeszcze wcześniej. Niektórzy mówią, że jeżdżenia na nartach (jak również jazdy na rowerze i pływania) się nigdy nie zapomina. Mam poważne wątpliwości. No ale cóż, trzeba będzie spróbować. PO tylu latach snowboardu to zawsze jakieś urozmaicenie. Oby nie skończyło się toboganem.

A tak w ogóle, to jest tutaj ultra-przyjemnie i freestyle’owo. Dzieciaki biegają po całym pensjonacie w galopujących stadach, nasze dziewczyny wśród nich. Matyldę, z racji jej solo występów wokalnych na stołówce i w karczmie (kolędy, Kaczka Dziwaczka, Na Wojtusia) znają już wszyscy wczasowicze (dzisiaj byliśmy świadkami sytuacji kiedy jakaś ekipa, wracająca ze stoku ok. 19:00, otrzepując się ze śniegu, zobaczywszy naszą córkę krzyczy „Cześć Matylda!!”). Właśnie Ania zakończyła 3-minutową sesję kołysanek. Lena odpadła w trakcie, Matylda zaraz potem. Taka jest siła wysiłku na świeżym, górskimk powietrzu. Oby tak dalej. Wydaje mi się, że każdy dzień obcowania z takim czystym, górskim otoczeniem to kilka jednostek mocy więcej dla Leny. naprawdę jej się tu podoba. I o to nam chodziło! I wygląda, że jest w doskonałej formie, pochłania monstrualne obiady, biega, szaleje, uśmiecha się = mamy wszystko to czego oczekiwaliśmy. I tego się trzymamy do soboty!!

Komentarze

  1. I tak ma być!:) Hmm... wiecie, ja zdaję sobie sprawę, że to DO Lenki należy słać pozytywną energię, ale od dłuższego czasu mam wrażenie, że fluidy idą też w drugą stronę, do mnie, bo kiedy myślę o Lence, to zaraz wypełniam się radością i optymizmem. Nie wiem, jak to się stało, ale ta mała dziewczynka dodaje mi sił w walce z moją chorobą. Dziękuję:) Ola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widac, ze i Tata nabral wiatru w pioro :) Milego, rodzinnego pobytu

    OdpowiedzUsuń
  3. Udane wakacje!Co do Lenkowego zjazdu z rodzicem to jestem pewna,ze Lena da rade!!A tym razem to dla dzielnego rodzica-POWODZENIA:)Super,ze sie fajnie bawicie:)Zycze udanego dnia jutro!Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. cudnie! bawcie się pięknie, dobroci samych na wakacjach Wam życzę :-) Mitelka

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale Wam fajnie. Ojcu wróciły nawet soczyste słowotryski:) Zazdroszczę świetnego wypoczynku. No i brawa dla Lenki - ja zaczęłam naukę jazdy na nartach w jej wieku będąc, czyli prehistoria, ale do dziś nie porzuciłam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem dumna z Lenki :). Na pewno jej ten wyjazd posluzy.
    A co do zjazdu z rodzicem - ostatnio na stoku szczesliwickim spotkalam 72-letniego pana, ktory nie mial na nogach nart przez 30 lat. Po krotkiej chwili smigal, az milo :). Dacie rade :). Zwlaszcza, ze wspolczesne narty sa samoskrecajace, samohamujace i samojezdzace, ogolnie wszystkosamorobiace :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Suuuuper! Pochodzę ze Starego Sącza, co jest całkiem niedaleko Rytra, choć od lat mieszkam już od tego miejsca baaardzo daleko. W nd wybieram się do Ryterskiego Raju (z moim niespełna 3-latkiem) - może zobaczę fightera Lenę na stoku :) Na pewno jej nie przeoczę ;) No chyba, że będziecie już w drodze powrotnej.
    Cały czas (od początku bloga) trzymam kciuki (choć piszę rzadko) i życzę miłego wypoczynku. I zdrowia! LENA RULEZ!

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę poczytajcie .O urynoterapii.To nie czary mary to działa.Poczytajcie. Choćby dla Waszego spokoju.Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszy mnie to ze Lena tak sobie radzi :) pojezdzilabym z nia :) Aniu uwazajcie jak bedziecie wracac na siebie bo wczoraj moj tata mial powazny wypadek....
    Aga

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p