Przejdź do głównej zawartości

Mleczko!

Lena się doczekała.
Dopytywała się przez pół weekendu i ekscytowała cały poniedziałek.
No i wreszcie dziś się udało - Lena dostała swoje ulubione znieczulenie.
Dobrze, że zostały nam jeszcze tylko 3 dawki, bo naprawdę zaczęlibyśmy się obawiać lekomanii... :)

Spędziliśmy dziś w szpitalu dużą część dnia. Lena z Tatą (tym najsprytniejszym, najpiękniejszym, najmądrzejszym, a co!) stawiła się w szpitalu tuż po 7.00. Przed 14.00 byłyśmy w domu. Za to najedzone szpitalną specjalnością - kluskami z truskawkami i serem białym.
*Dygresja: zawsze mnie ta pozycja w szpitalnym menu zadziwiała. Jak dzieciom, które w "szpitalnej" części leczenia nie powinny jeść mleka, cukru i surowych owoców, serwować coś takiego? Zadawałam nawet to pytanie szpitalnej dietetyczce, ale nie potrafiła mi odpowiedzieć. Lena na szczęście już nie jest na tak restrykcyjnej diecie, więc mogła to wtrząchnąć spokojnie.*

Wyniki bez większych wahnięć, zgodne z oczekiwaniami, wątrobowe w normie, o dziwo.
Pan Doktor trochę się przestraszył naszych planów urlopowych, czym odebrał mi na trochę chęć do wyjazdu. Doktor obawia się zmiany klimatu.
My jednak pozwolimy sobie nie do końca zgodzić się z Doktorem. Widzimy, że Lenka potrzebuje porobić coś innego. W domu dostaje fioła, energia ją rozsadza. No i chcemy, żeby pooddychała trochę świeżym powietrzem i spędziła trochę czasu jak normalne dziecko. Chcemy zachować choć pozory tej normalności. Zawsze dużo wyjeżdżaliśmy, Lena jest do tych wyjazdów przyzwyczajona i wręcz ich oczekuje. Wierzymy, że taki oddech pozwoli jej zdrowieć :)))

No, ale dziś coś zaczęła bardziej pokasływać, więc teraz zaciśnijcie na trochę kciuki, plis!

Komentarze

  1. Oczywiście kciuki trzymamy !
    Jestem z wami :)
    Zobaczycie ze zmiana klimatu jej troszkę pomoże :)
    pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ oczywiście, trzymamy! to pokasływanie to tak żebyście się postresowali- pojedziemy czy nie pojedziemy, taka normalna rodzicielska dola :)
    skoro intuicja wam podpowiada wyjazd, to na pewno Lence dobrze zrobi!

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo mocno trzymamy kciuki, żebyście wyjechali.

    OdpowiedzUsuń
  4. trzymam bardzo mocno :-) Mitelka

    OdpowiedzUsuń
  5. Kciuki cały czas zaciśnięte.

    OdpowiedzUsuń
  6. :):):):):):) :*:*:*:*:*:* :):):):):)
    (pozytywny fluidek)

    OdpowiedzUsuń
  7. Trzymamy kciuki najmocniej jak się da za Lenkowe wakacje!!!!!:):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki,wysylam fluidy i moc pozytywnej energii!To wszystko leci do Leny!A wyjazd napewno sie uda:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p