Przejdź do głównej zawartości

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się.
Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun!

Ale nie o tym chciałam dzisiaj...

Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku.
I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :)

Po co piszemy ten blog?
Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania:
- "Jak Lenka?"
- "Co się dzieje?"
Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki.
No i ta chęć pomocy, która popłynęła do nas tak szerokim kanałem, że aż się zdumieliśmy.
Ale jak tu nam pomóc? Jak ten strumień energii zagospodarować? Niestety nikt nie postawi nowego szpitala z pięknym oddziałem onkologicznym ot tak w 5 minut. A powiem Wam, ze jest to chyba największe marzenie rodziców chorych dzieci i zapewne lekarzy również.
Samym dzieciom, jest chyba na szczęście wsio rawno (żeby nie było, ze władamy jedynie angielskim ;))
Nie dało rady nam pomóc.
Postanowiliśmy pisać bloga i informować w ten sposób naszych przyjaciół o sytuacji, ale też o tym czego potrzebujemy.
To drugie trochę nie wyszło, bo niezastąpiona rodzina (której jeszcze raz dziękujemy!) zaspokajała wszystkie nasze potrzeby natychmiast.
Ale zadanie nr jeden blog spełniał znakomicie! No i doszło jeszcze coś, czego się nie spodziewaliśmy. Autoterapia. Pewnie niektórzy z Was wiedzą jak to jest. Ogarnia Cię bezsilność, złość, strach... Opowiadasz przyjacielowi i czujesz ulgę. Piszesz o tym w ciemnej, ciasnej szpitalnej salce i nagle jest lepiej...
I zawsze gdzieś na końcu tych złych dni pojawiały się Wasze komentarze.
-"Jesteśmy z Wami"
-"Myślimy o Was"
- "Ściskamy kciuki, modlimy się..."
Z tym było łatwiej. Wstawialiśmy następnego dnia, uśmiechaliśmy się do Leny i wózek jechał dalej.

Cieszymy się, że jesteście z nami. Dziękujemy naszym Przyjaciołom, ale też całej gromadzie osób, z którymi nigdy nie udało nam się spotkać w realu, ale którzy dzielnie nam towarzyszą czytając nasze poskręcane słowotryski (no, głównie Andiego ;)) i wspierają dobrym słowem.
Dzięki Wam nasz blog awansował do finału na silnej 3 pozycji!

Jak nam pójdzie w finale - zobaczymy. Jest wiele ciekawych blogów. Jest też wiele blogów osób, które potrzebują TERAZ Waszej pomocy. My na szczęście nie musieliśmy martwić się o finansowanie leczenia - jest w pełni refundowalne. Ale są ludzi, dla których wsparcie innych to być albo nie być.
Tak po prostu.
Być
Albo nie...
Dlatego apeluję, byście wsparli Tomka, Paulę, czy Olę. Dla nich zwycięstwo w Konkursie to szansa na lepsze życie.
Oczywiście jeżeli zdecydujecie się oddacie swój głos również na nas będzie nam niezmiernie miło :)

Dziękujemy, że jesteście z nami i liczymy, że pomimo braku "krwawych" wydarzeń w naszym życiu (oby jak najdłużej!) pozostaniecie z nami.

Odnośnie III etapu konkursu czytajcie TU

I jeszcze na osłodę kolejny dialog z Matyldą.
W ramach odwiecznej walki z porannym wstawaniem naszej młodszej córy, do której nie przemawia, że Śpiąca Królewna powinna obudzić się dopiero po całusie (nie wiem jak z małym Jezusem?) próbujemy na różne sposoby przetłumaczyć jej jak ważny jest długi sen w życiu jej rodziców.
- Matylka - tłumaczę - jak obudzisz się rano jutro, to nie krzycz "Tata, Tata", tylko...-
- Mama? Mama? - podpowiada rezolutnie nasze dziecko.

Nic tylko strzelić sobie w łeb z gumki majtkówki ;)

Komentarze

  1. Hurrraaaa!!!Ja dzisiaj pierwsze po przyjsciu z pracy sprawdzalam wyniki:)Congratulations!!!Ciesze sie bardzo ,ze trafilam na tego bloga i moge chociaz troszke powspierac Lene i cala Wasza wspaniala rodzinke!Matyl jest boska!!!Ciesze sie ,ze Jestem razem z Wami!!!I jezeli pozwolicie to juz tutaj zostane...?Buziaki dla Leneczki:)Pozdrawiam.Ps Jestem uzalezniona od tego bloga:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję wysokiego miejsca i życzę dalszych sukcesów. Ja podobnie jak Pinezka nie wyobrażam sobie codziennie do Was nie zajrzeć i nie przeczytać co u Was słychać:)Jesteście wspaniali. Cieszę się bardzo, że mogłam Was wspierać:) Trzymajcie się ciepło-Sonia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św