Przejdź do głównej zawartości

Gil-do-pasa rulez!

Dziewczyny wyglądają jak ci Źli z "Było sobie życie". Pamiętacie? Mieli wielkie czerwone nosy :)
Tak właśnie prezentują się nasze dzieci. Oba już dzisiaj. Do tego lekko zapuchnięte i chrypiące. Super!

Na szczęście katar jest wodnisty i nie ma gorączki.
Na szczęście humorki dopisują, choć apetyt taki sobie. Albo co najmniej dziwny.
Dziś Lenka wzgardziła przygotowanym na swoje życzenie obiadem i pożarła pierogi ze szpinakiem, które przyniosła sobie na obiad nasza przedszkolanka, Małgosia :)

Kolendy śpiewane zachrypniętym głosikiem (a właściwie na dwa głosiki) są wciąż na czasie i zdumiewające jak szybko dziewczyny "łyknęły" słowa. Teraz popisują się wykonaniem przed odwiedzającymi nas kolejno babciami i dziadkami. To nic, że Matylda zdaje się nie rozumieć większości słów i śpiewa "fonetycznie", a Lena przerabia trudne słowa na takie, które jej pasują. Jest dobrze - kariera wokalna stoi przed nimi otworem! :)

Komentarze

  1. Napewno szybko katar minie:)Dobre fluidy posylam do Siostr Sisters:)Katarze znikaj!Dziewczynki maja bardzo wazna koledowa misje!A swoja droga-fajnie macie:)Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie kolędowanie też na topie:)
    Dużo zdrówka, trzymajcie się:)
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  3. No czyli normalnie u Was. Katar stały element repertuaru dziecięcego;) U nas też kolędy na całego i oprócz produkcji własnej kolęd każą sobie jeszcze płyty włączać co by się podszkolić grrrr;)
    No i uśmiałam się, że Lenka panią Małgosię objadła:) To co u innych na talerzu zawsze jest bardziej atrakcyjne;)
    Zdrówka dla "smarkulek":)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p