Przejdź do głównej zawartości

Freestyle szczerbatego i inne opowieści

Marzeniem każdego rodzica rodzaju męskiego (chyba) jest przeżywać codziennie ze strony swoich dzieci po powrocie do domu powitania w stylu „Kochany tatusiu, jak dobrze że już wróciłeś” albo „Tatusiu, tak się za Tobą stęskniłam” i oczywiście soczysty buziak. Ja nie mam tego szczęścia, od kilku tygodni (może już nawet miesięcy) ze strony Matyldy każde powitanie brzmi „A pusisss…” i tutaj w miejsce wykropkowane można wstawić „Królewne Śnieske”/”Śpioncom Królewne”/”Kopciusska”/”Kacki Kwe Kwe”/”Jak dzici puscajom bonki w wannie” (te dwie ostatnie pozycje to jej ostatnie hity z YouTube). To są pierwsze słowa jakie przychodzą do głowy mojej młodszej córce kiedy widzi tatę po powrocie do domu. Stałem się w jej oczach jednym wielkim pilotem do uruchamiania urządzeń odtwarzających jej ulubione obrazki. Zgroza! To chyba już patologiczna rodzina!

Lena, z kolei, owszem wita mnie z większą porcją czułości ale zazwyczaj słysząc mnie w drzwiach wypada zza winkla na hulajnodze robiąc morderczy wiraż przy kuchennych szafkach, mnie włosy stają dęba, widzę już oczami wyobraźni katastrofę w ruchu drogowym, a ona zgrabnym ruchem robiąc dynamiczny skręt wokół jednej stopy wystawionej za hulajnogę, wpada we mnie z impetem prawie przewracając i wskakuje na takiego prawie półleżącego i sprowadza mnie już zupełnie do parteru. Jej powitalny atak czułości jest dosłownie powalający.

Hulajnoga halowa staje tymczasem jej prawdziwą pasją. Pisałem już kiedyś, że wystawię ją niedługo w jakichś zawodach we freestyle’u hulajnogowym jak tylko taki się pojawi ale dzisiaj wzniosła się na poziom już niewyobrażalny. Jako że przygotowujemy do jakiegoś wypadu zimowego, dzisiaj dziewczyny przymierzały buty narciarskie (Matylda bardziej pro forma i dla towarzystwa). Lena po założeniu butów i przejściu kilku kroków, poczłapała gdzieś do siebie do pokoju i nagle pojawiła się w tychże butach jadąc na hulajnodze! To jest extreme! Chyba skonstruuję jej taką hulajnogę a’la longboard z wiązaniami narciarskimi. Wtedy już nie będzie na nią mocnych. I tylko będzie słychać świst wiatru w jej szparach po zębach. ż powoli Jeżeli wypadanie mleczaków pójdzie dalej w takim tempie, niedługo będziemy musieli przestawić ją na dietę składającą się z kaszek i lekko wstępnie przeżutego przez ojca pokarmu (ohyda! o czym ja tu piszę!) . Młoda idzie w jej Leny i też zaczyna katować hulajnogę (co widać na załączonym obrazku) – może zacznę jednak promować jazdę na hulajnodze synchronicznie??

A tak w ogóle, to dziewczyny chyba w końcu są na ostatniej prostej walki z infekcjo-przeziębieniem, dzisiaj odgłos kaszlu, kichania i pociągania nosem był mocno rzadszym zjawiskiem, forma przednia. Jutro Lena ma kontrolną morfologię, bardzośmy ciekawi jej wyników, bo to właściwie pierwszy, pełny tydzień (pomiędzy jedną morfologią a drugą) podawania chemii bez przerw. Ciekawy jaki damage w jej organizmie te 150% porcje zrobiły. Zobaczymy.










Komentarze

  1. Oranyyyy, Lenkę to od jej maleńkości znam, więc uwielbiam szczerze i choć z Matyldą nie bawiłam się na podłogach i wykładzinach showroomu, to też ją uwielbiam! Bo to uroczo-śmieszna (wiem, wiem, bo widziałam filmik hehe, wrzaskliwa też) postać jest! :)
    Małgo

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale fajne te Panstwa dziewczyny. Dobrze, ze Lenka juz wychodzi na prosta, jeszcze chwila i juz nikt z nas nie bedzie pamietal o tym jej chorobsku, a to dlatego, ze chorobska nie bedzie. Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne fotki:)Raczej hulajnogowe mistrzynie!Tata bedzie jeszcze oczy zamykal,nie mogac patrzec na wyczyny na hulajnodze!

    OdpowiedzUsuń
  4. no nieźle sobie panny poczynają! bardzo lubię gdy wasze wpisy są o hulajnogach, nocnych wypadach rodzicielskich, feriach oraz wypadających zebach- tak trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hulajnoga w butach narciarskich - a to dobre! :) jak sie Lence znudzi to polecam plasmacar - sadzac po wyczynach naszych dzieci na tym pojezdzie wrazenia gwarantowane!
    Kraków pozdrawia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p