Dzisiaj trudno pisać o czymś innym, a więc tak, pewnie nikogo nie zaskoczę - dziewczyny zostały lekko zasypane prezentami.
Już wczoraj wieczorem objawiło się dwóch Mikołajów, których przez przypadek spotkały pod naszym domem obie Babcie. Kolejny podrzucił prezenty w nocy do łóżeczek (pod poduchy nie weszły) i jakiś spóźniony wpadł jeszcze na ciocię Madzię. Chyba wszyscy oni uznali, że Lenka była tak grzeczna przez cały rok, że zasługuje na tony prezentów i na Mikołajki i na Wigilię :)))
Matyl dostał raczej prawem serii - jak podejrzewam ;).
Tak więc mieliśmy dziś dziewczyny z głowy - pochłonęły je te nowe zabawi bez reszty. Miały nawet dłuższe momenty wspólnej zabawy, co pozwoliło nam doprowadzić przemeblowanie ich pokoju do końca ( przepraszamy wszystkich naszych drogich sąsiadów za te rumory niedzielne). Udało nam się wydelegować kolejną część ozdabiających nasz salon gadżetów. Barbi i kucyki wylądowały wreszcie "u siebie".
A żeby nie zaniedbać części recenzenckiej, wspomnę, że Lena nadal ma się super. Osłabienia nie widać nawet śladu, co prawda rano lekko nas nastraszyła, bo mierząc jej gorączkę zobaczyliśmy 37,6, ale zaraz potem się okazało, że Lenka chyba podgrzała się od kaloryfera obok którego siedziała, bo chwilę później już było 37,00 i tak dociągnęła do końca dnia, finiszując z 36,6. Nie wiemy czy taka reakcja organizmu na spotkanie z kaloryferem jest możliwa, ale postanowiliśmy przyjąć tę wersję, co by się nie stresować nadmiernie. Niestety dziś pojawiła się kolejna krostka, co prawda równie mizerna (na szczęście!) jak pozostałe, ale oznacza to chyba, że jednak zaczął się drugi wysyp, czyli wciąż jesteśmy porzuceni na Ziemi Niczyjej i nie możemy się zbliżyć do naszego szpitala :(. Nawet nie podejrzewałam jak bardzo uspokajająco działało istnienie Naszego Oddziału i Naszych Lekarzy gotowych nas przyjąć i pomóc przez ten cały czas. Teraz jesteśmy odcięci. Skupiamy tylko myśli na tym by nie wylądować w Zakaźnym z naszymi nędznymi granulocytami...
Musi się udać - jutro kolejna morfologia. Płytki pewnie już zupełnie dobrze, bo siniaki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może i z granulocytami będzie lepiej?
Już wczoraj wieczorem objawiło się dwóch Mikołajów, których przez przypadek spotkały pod naszym domem obie Babcie. Kolejny podrzucił prezenty w nocy do łóżeczek (pod poduchy nie weszły) i jakiś spóźniony wpadł jeszcze na ciocię Madzię. Chyba wszyscy oni uznali, że Lenka była tak grzeczna przez cały rok, że zasługuje na tony prezentów i na Mikołajki i na Wigilię :)))
Matyl dostał raczej prawem serii - jak podejrzewam ;).
Tak więc mieliśmy dziś dziewczyny z głowy - pochłonęły je te nowe zabawi bez reszty. Miały nawet dłuższe momenty wspólnej zabawy, co pozwoliło nam doprowadzić przemeblowanie ich pokoju do końca ( przepraszamy wszystkich naszych drogich sąsiadów za te rumory niedzielne). Udało nam się wydelegować kolejną część ozdabiających nasz salon gadżetów. Barbi i kucyki wylądowały wreszcie "u siebie".
A żeby nie zaniedbać części recenzenckiej, wspomnę, że Lena nadal ma się super. Osłabienia nie widać nawet śladu, co prawda rano lekko nas nastraszyła, bo mierząc jej gorączkę zobaczyliśmy 37,6, ale zaraz potem się okazało, że Lenka chyba podgrzała się od kaloryfera obok którego siedziała, bo chwilę później już było 37,00 i tak dociągnęła do końca dnia, finiszując z 36,6. Nie wiemy czy taka reakcja organizmu na spotkanie z kaloryferem jest możliwa, ale postanowiliśmy przyjąć tę wersję, co by się nie stresować nadmiernie. Niestety dziś pojawiła się kolejna krostka, co prawda równie mizerna (na szczęście!) jak pozostałe, ale oznacza to chyba, że jednak zaczął się drugi wysyp, czyli wciąż jesteśmy porzuceni na Ziemi Niczyjej i nie możemy się zbliżyć do naszego szpitala :(. Nawet nie podejrzewałam jak bardzo uspokajająco działało istnienie Naszego Oddziału i Naszych Lekarzy gotowych nas przyjąć i pomóc przez ten cały czas. Teraz jesteśmy odcięci. Skupiamy tylko myśli na tym by nie wylądować w Zakaźnym z naszymi nędznymi granulocytami...
Musi się udać - jutro kolejna morfologia. Płytki pewnie już zupełnie dobrze, bo siniaki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może i z granulocytami będzie lepiej?
będzie, będzie. wszyscy trzymamy kciuki:)
OdpowiedzUsuńMama Misia
Napewno bedzie dobrze!Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńMusi być dobrze, bo na gorzej nie ma juz miejsca. Nieustannie trzymam kciuki!! Dacie radę:)
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Sisters