Przejdź do głównej zawartości

Status quo

Dzisiaj powinna pisać posta Honeyuś ale zaniemogło biedactwo, oczy jej się rozjeżdżają, ostrość patrzenia pada, a poza tym siedzi przy kompie i psuje sobie wzrok jeszcze bardziej odrabiając jakieś zawodowe badziewie. Taki los prężnego przedsiębiorcy. Nie ma to jak ja, nudny etatowiec, robota od do (a od kiedy Lena zachorowała, to do jest dużo wcześniej), czy się stoi czy się leży …. ju noł … :)

A w galaktyce Lenovo bez zmian, choć jakieś dziwnej proweniencji kropki jej się pojawiły, co nas lekko zaniepokoiło pod kątem jutrzejszej wizyty w Naszym Szpitalu na morfologii. Wydają się one jednak tak nie-ospowego charakteru, że nie niepokoimy się nadmiernie, zresztą właśnie przeprowadziłem organoleptyczny check temperatury czoła i uspokoiłem się zupełnie = nic się nie dzieje. a kropki zobaczymy jeszcze jutro rano i się zdecydujemy czy jedziemy na Litewską czy jednak ukłujemy palec w Medicover. Ze wszech miar pożądane byłoby się spotkać z Naszym Doktorem ale z drugiej strony jeżeli będzie choćby cień niepokoju nie będziemy narażać innych dzieci na oddziale.

Z drugiej strony z tą ospą to dziwna sprawa jeżeli chodzi o diagnozowanie jej początku i końca. Pewnie Dr House miałby w tej sprawie coś ciekawego do powiedzenia. Ale nie znając jego światłej opinii, my jesteśmy lekko zdziwieni, że żeby ją zdiagnozować i żeby stwierdzić z pełna odpowiedzialnością (szczególnie w białaczkowych okolicznościach Lenki) nie przeprowadza się żadnych dokładniejszych badań (krew albo insze) żeby definitywnie potwierdzić status. Tylko ocena na podstawie krostek/bąbli i liczby dni od dnia pojawienia się pierwszych zmian na skórze. Wydawałoby się, że to metoda jak za Króla Ćwieczka. No ale widocznie to taka Choroba.

Fajnie będzie zobaczyć jutro w wynikach morfologii ponad 1000 granulocytów (oczywiście obojętnochłonnych czyli neutorcytów – w „Było sobie życie” to ci grubi policjanci w pałkami i w kaskach), co pozwoli nam mocno odetchnąć

I tą optymistyczną myślą o odetchnięciu się z Wami żegnam. Zapewne do jutra, bo przecież piszemy codziennie. A nawet częściej niż codziennie. Dzisiaj podliczyliśmy się i okazało się, że leczymy się (od 7 kwietnia 2009) już 247 dni, a postów napisaliśmy już 255. Co więcej, bloga piszemy od 14 kwietnia. Chyba zastartujemy w konkursie na najbardziej płodnych bloggerów wschodnio-atlantyckiej blogosfery – pamiętajcie – głosujcie, esemesujcie, wysyłajcie petycje, oflagujcie się i idźcie pod ministerstwo ds. Internetu żeby nas popierać!!! :)

Komentarze

  1. Chetnie Was popre:))))Trzymam mocno kciuki za jutrzejsze badania!Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego bloga, mimo smutnego tematu podstawowego, czyta się doskonale. Mam nadzieję, ze za kilka dni, kiedy Lenka będzie już zdrowa, nie zarzucicie pisania. W zasadzie o czymkolwiek poproszę. Uwielbiam Wasz styl pisania. pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja bym chciała w przyszłości czytać rodzicielskie rozterki nad treścią ankiety przeznaczonej dla lenkowych absztyfikantów :)
    kciuki za jutro!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p