Przejdź do głównej zawartości

Na razie Moc jest z nami

I otacza Lenę ochronnym woalem, szalem, balonem, aurą, wszystko jedno czym, ważne, że wredna ospa na razie nie czyni spustoszenia. Liczymy skrupulatnie każdą najmniejszą kropkę na ciele, głowie, rękach, nogach, obserwujemy uważnie ich rozwój zastanawiamy się obydwoje czy te niby-krostki spełniają internetowo-wikipediowe definicje krosty z pęcherzem, tudzież czy są to „pęcherzyki z treścią surowiczą, która stopniowo mętnieje (krosta) i przekształca się w strupek”. Totalna paranoja! Do tego prowadzi ta cholerna choroba – człowiek wariuje! Na razie naliczyliśmy ich ok. 9 sztuk – jak na 2 dni teoretycznej ospy – nie za wiele. I to nas pociesza. Nie widać jakiegoś gwałtownego procesu rozwoju tego, naprawdę trzeba się przyjrzeć żeby niektóre z nich dojrzeć. Poza tym, Lena nie gorączkuje – jej temperatura waha się w granicach 36.8-37.1 – to też napawa optymizmem. A wreszcie, jej samopoczucie nie wskazuje na nic co by mogło niepokoić – to jest ta sama, rozbrykana, rozwrzeszczana, biegająca w kółko po mieszkaniu Lena co przez ostatnie dni. Tak nie zachowuje się dziecko z ospą (typowe dziecko z ospą albo dziecko z typową ospą:). Więc w cichości ducha (jest takie sformułowanie w ogóle w tym języku??) liczymy, że mamy/będziemy mieć do czynienia z jakąś ospą inaczej, z jakąś ospą o łagodnym przebiegu, lub (jak dzisiaj zasugerowała nam pani doktor ze szpitala zakaźnego) z ospą poronną – piękne sformułowanie. Oby tak było!

Ale spokojni być jeszcze nie możemy, i absolutnie nie jesteśmy – non-stop na czujce, mierzenie temperatury co chwila, oglądanie kropek, i ciągły stres. Żołądek ściśnięty non-stop. Wykańczające. Dlatego też, dzisiaj zabraknie, często goszczącego w moich postach absurdu prostaczego – nie mam siły i weny.

Jutro mamy termin kontrolnej morfologii. Tej onkologicznej. Bo teraz nasz świat dzieli się trochę na świat białaczkowo-onkologiczny i świat ospowo-zakaźny. Więc, w ramach funkcjonowania w świecie białaczkowo-onkologicznym, musimy jutro zbadać krew żeby zobaczyć jak się miewają nasze drogie cyty i czy aby Lenie nie trzeba czegoś przetoczyć (główni podejrzani to płytki, które ostatnio są najbardziej narowiste i nie chcą rosnąc razem z innymi). Ale ze względu na fakt wdepnięcia na ścieżkę ospowo-zakaźną, świat białaczkowo-onkologiczny zamknął przed nami swoje wrota – jesteśmy zdani na siebie i musimy sobie tę morfologię jakoś zorganizować. Dzisiaj pół dnia zajęło mi zorganizowanie dla dziecka pobrania krwi z palca (nie chcemy jej narażać na traumę kłucia w żyłę) i załatwienia wyniku w ciągu godziny – jutro ten misterny plan będziemy wprowadzać w życie. Kurcze, jakże wielkim atutem tego wszystkiego jest bycie pod opieką i dostęp do naszego oddziału onkologicznego. To faktycznie, jak to wczoraj nazwała Honeyuś, nasz Wielka Matka. Kiedy się od nas na chwilę odwróciła dopiero odczuwamy jej brak.

Ech, wystarczy tego na dzisiaj. Konkluzja, puenta, message z tego wszystkiego co tu napisałem jest taki, że Lena się nie daje, bo twarda z niej laska, wszyscy wokół kontynuują ściskanie kciuków, wysyłanie wagono-litrów fluidów i energii pod mniej płynną postacią również i w ten sposób, wspólnie, otaczamy Lenę kokonem ochronnym, w którym przetrwa atak zmutowanych, pangalaktycznych krost, które nie wiadomo czy są krostami!

Komentarze

  1. Jak dobrze,że wszystko ok :)Wysyłam fluidy, moce,parasole ochronne i wszystko co uchroni Lenkę najlepiej jak się da!!
    Śpijcie dobrze-Sonia

    OdpowiedzUsuń
  2. TAK WAGONY MOCE I WSZYSTKO CO CHCECIE! trzymamy kciuki dalej!
    moja Nela miała po szczepionce poronną postać odry, krostek niewiele i nieznacznie podwyższona temp.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymamy kciuki-nie puszczamy i moc fluidow wedruje w strone Leny!!!Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawo Lena! Jesteś naszą bohaterką! Kciuki zaciśnięta nadal z całej siły!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p