Przejdź do głównej zawartości

Jesteś już zdrowa ale jeszcze musisz jakiś czas się oszczędzać i wypoczywać....

Takimi słowami Mistrza kończyła się przygoda chorej na białaczkę dziewczynki w odcinku „Było sobie życie” p.t. „Szpik Kostny”, który dzisiaj na życzenie Lenki oglądaliśmy po raz n-ty (byłem lekko zdziwiony kiedy Lena powiedziała, że chyba już widziała to ze 3 razy, ja jestem przekonany, że przynajmniej 15 razy). Z perspektywy czasu i doświadczenia wszystko w tym filmiku jest takie oczywiste i znajome - atak zbuntowanych limfocytów, umierające zdrowe komórki krwi i wreszcie ratunek w postaci wielkiej, przelewającej się przez żyły i wymywającej i wypalającej wszystko w organizmie, fali chemii. Na nasze szczęście Lenka jest lżejszym przypadkiem niż dziewczynka w filmie, bo jej chemia musiała wyczyścić wszystko i ostatecznym ratunkiem był przeszczep szpiku od braciszka.

My też czekamy z utęsknieniem na takie słowa z ust naszego Doktora. To oczekiwanie się przedłuża. A to jakieś granulocyty nie chcą w odpowiednim tempie prokreować, a to jakaś ospa się za bardzo zaprzyjaźnia, wcześniej nie chciał współpracować Broviac – ciągnie się to …. ale koniec chyba już coraz bliżej. Gdyby Lena to wszystko gorzej znosiła chyba bylibyśmy już chodzącymi mutantami, wrakami zmiksowanymi z zombie. Na szczęście Lena postrzega to jak jakąś egzotyczną historię, której stała się bohaterem i której kręcą filmy. Dzisiaj, oglądając po raz któryś ten odcinek, w oczekiwaniu ma moment kiedy Mistrz ogłosi diagnozę i wypowie kardynalne „To białaczka”, była niesamowicie podekscytowana, podskakując na kanapie z wywieszonym językiem w pełnym uśmiechu i wskazując palcem na ekran, jakby zapowiadając znany sobie dobrze kulminacyjny punkt widowiska.

A tak zupełnie przy okazji, w związku z tym, że nie może wychodzić na zewnątrz, Lena stanie się chyba wkrótce mistrzem swojej kategorii wiekowej wszelkich sportów w odmianach halowo-domowych. Nieprawdopodobne jest jak sprawnie porusza się po mieszkaniu, manewrując pomiędzy meblami w pełnym pędzie, na hulajnodze, robiąc zakręty wokół stołu samym balansem ciała, hamując tuz przed meblem szurając jedną nogą po podłodze. Jeśli kiedyś halowy freestyle cross na hulajnodze stanie się dyscyplina olimpijską, wystawię ja w ciemno.

Takie oto okoliczności i egzotyczne doświadczenia towarzyszą nam też w tej historii walki z Lenki chorobą. A oprócz tego standardowo, co kilka godzin mierzenie temperatury – stan akceptowalny i stabilny, oglądanie kropek na ciele – bez zmian czyli O.K., wiązanie ciągle rozsupłującego się woreczka na Broviac, płukanie buzi po każdym posiłku, ciągłe dotykanie czoła w poszukiwaniu śladów gorączki, przyczajona trwoga i niepokój i ciągłe czekanie i czekanie …. czekanie na te piękne słowa Pana Doktora ……

Komentarze

  1. Jestem pewna,ze niedlugo je uslyszycie:)Trzymajcie sie kochani!Duzo sily dla Was i Waszej dzielnej coreczki.Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ani się obejrzycie, a tak do lenki powie:)
    trzymamy kciuki
    Mama Misia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p