Przejdź do głównej zawartości

Dexter w świecie Fargo

Wg takiego scenariusza nam się ostatnio kręci film/życie. Wokół świat jak z Fargo, w życiu towarzyszy nam Lenkowy Mroczny Pasażer, badanie krwi to prawie już nasze domowe hobby, a co wieczór delektujemy się kolejnymi przygodami przesympatycznego policjanta-seryjnego mordercy. Katujemy już 4-tą serię. Poprzednie 3 wciągnęły nas ekstremalnie – nasza co-wieczorowa sesja składała się z 3 odcinków – strzelaliśmy całą serię w tydzień. Teraz dajemy radę max. 2 odcinki dziennie a i tak kończymy ok. 00:30. Za chwilę zaczynamy właśnie kolejny seans. Dzieci w łóżkach, na tym froncie zatem pozamiatane – można rozkładać rzutnik i organizować w domu substytut kina! Z tego też powodu post krótki, sprawozdawczy w swej naturze. Ale też, na wielkie oczywiście szczęście, nie zdarzyło się nic co by podnosiło poziom adrenaliny lub stresu – kolejny (może już tak zostanie??!!) prawie normalny dzień prawie normalnej rodzinki.

Rano Lenka z Honeyusią były w szpitalu na morfologii i zapowiadanym spotkaniu z Naszym Panem Doktorem. Spotkanie faktycznie okazało się tylko zapowiadanym, bo ślad po Naszym Panu Doktorze zaginął, Młodego Doktora też ani widu ani słychu, więc Lenka się wykrwawiła do strzykawki i poszły sobie do domu. Wyniki morfologii trzymają poziom – hemoglobina 11.4 (to nawet widać po rumianych licach Lenki), białe i granulocyty na poziomie – generalnie, morfologia very O.K.

W takiej sytuacji, bez żadnych wyrzutów sumienia, zabieramy się za oglądanie kolejnego odcinka opowieści o słabo komunikującym się z otoczeniem, opętanym krwawymi natręctwami, specjaliście od krwi z policyjnego posterunku.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p