Przejdź do głównej zawartości

Na wolności!

Wyszliśmy! Co prawda Pan Doktor rzeczywiście chciał nas zatrzymać do jutra, żeby jeszcze podbudowały się Leny granulocyty (dziś w ilości 500 - czyli rosną, hurra!), ale chyba ostatecznie przekonał go tłum na oddziale. Prawie wszystkie łóżka zajęte, tłumy studentów, odwiedzających - zaraz będzie tam grypa - jak nic :/. Mamy zakaz wychodzenia z domu cd., a więc obiecaliśmy, że nie ruszymy się o krok.
Dziś w szpitalu musiałyśmy jeszcze zostać do 16.00, na ostatni antybiotyk. Lena już od rana się dopytywała, kiedy wyjdziemy. Do Matyldy i do Dyzia. Usłyszałam to pytanie ze sto razy do nieszczęsnej 16.00 ;). No i w końcu się udało.
Plan teraz jest taki, że pojawiamy się w szpitalu za tydzień, 11 listopada, na Endoksan. I oby było to nasze ostatnie 24 godziny w szpitalu. Więcej naszego czasu nie zamierzamy białaczce poświęcać ;).
Ale teraz o tym jeszcze nie myślimy. Jesteśmy w domu i jest cudnie.
Matylda na widok Leny aż podskakiwała z radości. Siostry rzuciły się sobie w objęcia - no normalnie łezka się w oku kręci...
Niezłe konwersacje też ze sobą prowadzą:
L: - To gdzie się bawimy? Tu czy w pokoiku?
M: - W moim pokoiku, tak!
L: - To nie jest u Ciebie w pokoiku, to jest w naszym pokoiku, Matylduniu!
Wchodzą do pokoju.
L: - Matylduniu, co duża Roksanka robi na stole?
M: - Siedzi!
L: - Aha
Za chwilę.
L: - Matylduniu, to Twoja nowa książeczka?
M: - Taaaak, o konikach!
L: - No rzeczywiście, jest poniekąd o konikach...
:))))
Lena niesamowicie w domu odżyła. Aż się zaczęliśmy o nią martwić ;). Tak jak leżała, bez chęci ruchu od 2 dwóch tygodni - w szpitalu też jej specjalnie ruszać się nie chciało - tak w domu włączyła jej się korba. Aż się, biedulek, zmachał, normalnie. Biegały z Matyldą po mieszkaniu w kółko, za rączkę i nie, ganiały się wokół stołu... Wreszcie Lena się zzipała, a niestrudzony Matyl podskakiwała wokół niej jak nakręcona pokrzykując:
- Jeście biegamy, Lena, jeście, daj, jąćke (rączkę).
Potem dziewczyny wykonały jeszcze wieczorną gimnastykę na karimatach - rowerki i pompki - można się przy tym posikać ze śmiechu.:)
Dobrze być w domu.
Długo nie byliśmy w szpitalu - człowiek się odzwyczaja. Teraz nie mogę sobie wyobrazić, jak udało nam się przetrwać te, bez mała 3 miesiące, w ten sposób... Ale gdy wreszcie, po tym tygodniu rozłąki, jesteśmy wszyscy razem... Widzimy radość dziewczynek... Nie, po prostu się nie damy... To jest nas absolutny priorytet - te chwile razem.
Szpital to też te okropne wspomnienia pierwszych dni... Szczególnie Hematologia, gdzie spędziliśmy pierwszą dobę... Strasznie to wszystko wraca.
I jak widzi się tych "nowych" rodziców, którzy dopiero co się dowiedzieli... Jak widzi się tę rozpacz, nieszczęście, niesamowicie trudną sytuację niektórych rodzin... To dopiero zdajemy sobie sprawę jak wiele za nami. Człowiek trochę działa jak automat. Robi co musi. Nie ma czasu na roztkliwianie i użalanie nad sobą.
To pewnie z czasem puści... Tak sobie myślę...
Ale jeszcze chwilę.
Jeszcze chwilę w pełnej gotowości bojowej.
Musimy dociągnąć do końca z fasonem.
Dla Lenki.
_________________________________
Sorry za lekki patos - czasem mi się ulewa :)

Komentarze

  1. Cudnie, że jesteście razem w domu. Niech Ci się ulewa. Zdrowy objaw:) Nie dawajcie się!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!Fajnie,ze sie udalo:)Dziewczynki sa boskie z ta swoja siostrzana miloscia:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteście Wielcy!!! I dacie radę, już daliście. Przesyłamy fluidy Dobrej Mocy (i nocy ;). Buziaki dla dziewczynek :)
    Dominik z mamą

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem pod wrażeniem tego waszego fasonu. naprawdę, z całym szacunkiem nie każdy by tak potrafił, a wy jesteście cali dla Lenki, nie dajecie się waszym negatywnym emocjom, które mogłyby jej zaszkodzić. pewnie z czasem puści, to racja, ale wtedy, kiedy już będzie całkiem dobrze.
    cudownie że już w domu! to sił życze dla Lenki teraz żeby wytrzymała Matyldę :)Cudna ta ich miłość siostrzana!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale:)Juz tyle za Wami, jeszcze tylko trochę:) Już za chwileczkę, już za momencik :)
    W kciuki dmucham i chucham jakby co!
    Trzymajcie się Dzielna Rodzinko:)
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, pięknie napisałaś, bardzo się wzruszyłam. I dziewczynki są niesamowite, i to z jakim fasonem walczycie z chorobą. Jesteśmy całym sercem z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  7. cudna opowiastka, ach zazdroszczę tej dwójeczki, zazdroszczę .... PONIEKĄD - takie słówka w ustach dzieci są jak perełki; Tymek ostatnio w rozmowie zapytał mnie DOPRAWDY ? ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p