Spoko, spoko nie będzie wynurzeń natury objawiania nowych preferencji w naszym związku, nie nie, co to to nie, chodzi oczywiście o going out (ha, ha ale cienki żart), który zaliczyliśmy dziś wieczorem przy okazji moich urodzin. Tak, tak, bo dziś mam urodziny i mnie my sweet Honeyusia zabrała na ekskluzywną kolację do ekskluzywnej, post-modernistycznej resaruracji z kuchnią fusion! Ale wypasione zdanie ociekające lansem! Oj dobrze już dobrze, byliśmy w miłym miejscu w centrum, zjedliśmy pyszne rzeczy, wypiliśmy butelkę wina, przespacerowaliśmy się przez żyjącą pełnią życia, wieczorową Warszawę, tętniącą młodzieżowym tłumem, obejrzeliśmy stare rzeczy w nowym wydaniu (ach, te emeryckie wspominki), zrobiliśmy wieczorowy, ekskluzywny shopping i wróciliśmy taksówką do domu.
I na tym, mógłbym zakończyć ale ..... (oj, ten nagły kontrapunkt mógł sugerować, że zaraz w tym zdaniu przeczytamy o czymś strasznym, ale nie, spokojnie....) muszę przecież napisać co zdarzyło się w galaktyce Lenovo, która dzisiaj, szybko, gładko i w kompletnej samotności (na oddziale nie było oprócz nas żywej duszy, byliśmy ostatni z zaplanowanych na dzisiaj pacjentów) zaliczyła swój drugi cytosar. Załatwiliśmy ten temat szybko i byliśmy znowu w domu, do którego wrociliśmy godzinę wcześniej ze spaceru w Łazienkach (kurcze, chyba opowiadam od tyłu, ta butelka wina zrobiła swoje). Dziewczyny odbyły serię przekarmiania wiewiórek, które dzisiaj były wyjątkowo odważne i skore do współpracy. Kilka pięknych fotek Leny z kumpelą wiewiórką udało mi się wykonać. Matylda z bardzo marnym skutkiem próbowała powtórzyć swoją sesję deziorientacji pawia, dziewczyny poodychały w końcu jakimś powietrzem zewnętrznym i udało nam się zrealizwać bardzo rodzinnie udaną sobotę. Oby tak dalej! Tfu, tfu, kciuki zaciśnięte, itd, wiecie.....
I na tym, mógłbym zakończyć ale ..... (oj, ten nagły kontrapunkt mógł sugerować, że zaraz w tym zdaniu przeczytamy o czymś strasznym, ale nie, spokojnie....) muszę przecież napisać co zdarzyło się w galaktyce Lenovo, która dzisiaj, szybko, gładko i w kompletnej samotności (na oddziale nie było oprócz nas żywej duszy, byliśmy ostatni z zaplanowanych na dzisiaj pacjentów) zaliczyła swój drugi cytosar. Załatwiliśmy ten temat szybko i byliśmy znowu w domu, do którego wrociliśmy godzinę wcześniej ze spaceru w Łazienkach (kurcze, chyba opowiadam od tyłu, ta butelka wina zrobiła swoje). Dziewczyny odbyły serię przekarmiania wiewiórek, które dzisiaj były wyjątkowo odważne i skore do współpracy. Kilka pięknych fotek Leny z kumpelą wiewiórką udało mi się wykonać. Matylda z bardzo marnym skutkiem próbowała powtórzyć swoją sesję deziorientacji pawia, dziewczyny poodychały w końcu jakimś powietrzem zewnętrznym i udało nam się zrealizwać bardzo rodzinnie udaną sobotę. Oby tak dalej! Tfu, tfu, kciuki zaciśnięte, itd, wiecie.....
Andy-Wszystkiego Najlepszego!Super,ze kolejny krok za Wami:)Trzymam kciukasy za Lenke.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo to sto lat!!!
OdpowiedzUsuńSuper sobota:) Ściskamy oczywiście, ściskamy:)
Serdeczne zyczenia-spelnien wszelakich dla TATY:)
OdpowiedzUsuńA kciuki wiadomo tam gdzie zawsze!! Fluidow moc!
Basia
kciuki oczywiście trzymamy nieustająco!
OdpowiedzUsuńwszystkiego najlepszego Andy-Ojcze!
ciekawam bardzo gdzie w centrum Wwy można pysznie zjeść??
W centrum Wwy pewnie jest kilka miejsc gdzie można pysznie zjeść ale my byliśmy w restauracji KOM i tam naprawdę było wyśmienicie
OdpowiedzUsuń