Przejdź do głównej zawartości

Leniwa niedziela... Prawie ;)

Dziś zaczęło się co prawda od trzęsienia ziemi ;).
Lena obudziła nas o 6.30 i wymownym gestem skierowała naszą uwagę na swój mokry śpiworek. No cóż - zdarza się. Przenieśliśmy ją do naszego łóżka, starając się nie obudzić Straszliwego Wrzaskuna, ale nic z tego :(. Wrzaskun natychmiast wykorzystał moment, by rozpaczliwie domagać się Mamusi.
- Mamusia!
-
Mamusia!!!
- Mamusia!!!!!
- MAMUSIA!!!!!!!!

No niestety nic się nie dało z tym zrobić. I jak już Mamusia się zjawiła, Wrzaskun zażądał zabrania siebie, Misia i Puchatka (PUCHATKA!!!!) natychmiast do łóżka Rodziców.
I pomimo, że Lenka przebrana w suchą piżamkę, wylądowała w zmienionej pościeli z absolutnym zamiarem przespania się jeszcze, Wrzaskun ABSOLUTUNIE (!) spać nie zamierzał.
A więc Mamusia (mam naprawde przerąbane :/), musiała się zwlec i zrobić Córuni mleczko, przebrać i generalnie zacząć dzień.
Dobrze, że wczoraj spełniłam wreszcie mój zamiar pójścia spać o 21.30, choć to raczej oszukiwanie siebie - nigdy nie będę wyspana przed 9.00 :(.I to choćbym nie wiem o której sie położyła. Niestety...
Potem (jednak) zwlokła się Lena - mimo, ze próbowałam przemówić jej do rozumu, że to nie jest JEJ pora wstawania i że będzie śpiąca cały dzień, ale daremny trud.
Dzień dzisiejszy jak wiecie (w większości) był deszczowy i ohydny. Ogarnęła nas mega senność i bezwolność. Nic nie potrafiliśmy sensownego dzieciom wymyślić.
Lena nie chce się teraz sama bawić - wymaga zabawiania. Nasza kreatywność jest na wyczerpaniu. Dziś siedziała u mnie na kolanach przez prawie godzinę, nie chciała bawić się z Matyldą klockami - chciała bawić się ze mną.
A ja chciałam spaaaaaaać....
I przeczytać gazetę...
I tak sobie posiedziałyśmy. Jednak to leczenie mocno zmienia temperament Lenki - normalnie nie byłoby to do zrobienia.
W końcu jakoś wyrwaliśmy się z tej inercyjnej katatonii i postanowiliśmy GDZIEŚ pojechać. Samochodem. Może przestanie padać albo wpadnie nam do głowy GDZIE pojechać.
No i przejechaliśmy się po mieście. Wolniutko. Przez Centrum, most, wylądowaliśmy na Pradze. Przejeżdżając obok Konesera, zauważyliśmy, że działa tam Muzeum Pragi. Uznaliśmy, ze to idealne miejsce. Na pewno nie ma tam tłumu zwiedzających, a już na pewno żadnych dzieci, które mogłyby zarazić Lenę jakimś straszliwym przedszkolnym wirusem. (Bo, na marginesie, to dla nas główna przeszkoda w zwiedzaniu innych fajnych zamkniętych przestrzeni). Niestety Muzeum Pragi okazało się dziś nie działać, a więc szybko zmieniliśmy plan i odwiedziliśmy Magazyn Praga :). Grunt to elastyczność. Po kilkunasto minutowej kontemplacji zawartości Magazynu. Uznaliśmy, ze aktywność i zapewnienie dzieciom atrakcji mamy na przedpołudnie odhaczone, więc powróciliśmy do domu, by położyć Matyla spać. Lena z Tatą obejrzeli Wally'iego po raz n-ty, a ja wyruszyłam na poszukiwanie książeczek na jutro do szpitala, co rujnuje nasz budżet domowy. Lena, jak wiadomo, jest mistrzem w szybkości wypełniania/wyklejania/wyrysowywania książeczek :).
Później obiad u drugich dziadków, gdzie Lenka ponownie stała się ofiarą gastropotwora (nie, nie będę wymieniać) i powrót na rzęsach do domu.
A teraz everybody, błagam wymyślcie! Co zrobić z dzieckiem z niską odpornością w deszczowy dzień? Odpadają wszelkie zajecia z dziećmi - to a pewno. Odpadają centra handlowe i muzea - chyba, że ktoś zna jakies opustoszałe w weekendy, ale jednak ciekawe dla dzieci.
Będziemy wdzięczni za wszelkie podpowiedzi, bo dziś Koszmar Zimowych Dni zajrzał nam w oczy.
Amen

Komentarze

  1. Droga moja Wrześniówkowa koleżanko,
    w odpowiedzi na Twoje rozpaczliwe zawołanie, polecam zajrzeć na tę stronę: http://cp.c-ij.com/en/contents/2023/list_15_1.html
    Kolorowa drukarka, nożyczki i klej, i jak dobrze pójdzie, parę godzin macie z bani. Lenka pewnie jeszcze ciut za mała na sam proces wykonawczy, ale może zabawi ją oglądanie, jak się starzy gimnastykują z robótkami ręcznymi.
    Pozdrawiam mocno, gorąco, wzmacniająco i dobro-fluidowo! Aśka vel Joannka

    OdpowiedzUsuń
  2. ja polecam muzeum techniki ewentualnie kolejnictwa. Szczerze powiem, że to pierwsze pamiętam jako opustoszałe, a to drugie tak mi się tylko kojarzy. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciastolina, plastelina, malowanie farbami, jak Lenka moze grać na komputerze, to www.uptoten.com , są też super gry komputerowe 'Gratka'.
    A ogólnie pozdrawiam i nadal trzymam kciuki- Marta, mama Hani i Oli z Forum.

    OdpowiedzUsuń
  4. hej, nazywam sie Agata, jestem z Lodzi. u mojej 4,5 letniej coreczki lekarze 2 tygodnie temu wykryli dokladnie ta sama chorobe- bialaczke limfoblastyczna. chciałabym moc z Wami o tym porozmawiac. moj adres mailowy agata.lange@homebroker.pl, jak mozeci to sie odezwijcie.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie bardzo wiem co mam Wam podpowiedziec:)Dzieciaczkow jeszcze nie mam,ale pamietam ,ze fajna frajda bylo wycinankowo modowe ubieranie lalek:)moze.....Kochana Aniu zycze duzego przyplywu energii.My tutaj mamy caly rok pogodowy- beznadziejny:( i wiem jak sie czujecie:)Pozdrawiam serdecznie.Kciukasy moje caly czas trzymam.Buziak dla Lenki:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chodzi o wyjścia w świat mimo braku pogody. Proponuję muzeum geologiczne, w niedzielę czynne 10-14 www.pgi.gov.pl/muzeum. Co prawda my chodzimy w tygodniu (dzieci oglądają eksponaty, a mnie nieustajaćo zachwyca wnętrze), żywego ducha nie ma, ale pewnie i w senne niedzielne przedpołudnie będziecie tam sami. Ściskamy! Ciepłomyślący :)

    OdpowiedzUsuń
  7. budowaliśmy domki z kartonów najróżniejszych. proces projektowania, wycinania, malowania. z kartonów robiliśmy też najrózniejsze maszyny (ale dziewczynka może nie być zainteresowana). furorę zrobili sąsiedzi (po nocach mi się śniła melodia z tej bajki). rysowaliśmy na wielkich kartkach (bo na małych to już nie ma frajdy).
    z zewnętrznych atrakcji to niezawodny był plac zabaw w centrum handlowym. w tygodniu bylismy jedynymi klientami (nic, że mały nie miał siły się wspiąć nigdzie i trzeba go było wciągać, a na sterydach bardzo się zaokrąglił).
    powodzenia
    mama Michała

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. a może muzeum sportu? kiedys bylo na Skrze a teraz jest w Centrum Olimpijskim ul.Wybrzeże Gdyńskie 4 Warszawa (0-22) 56 03 780 . Może Lene zafascynują dokonania polskich olimpijczyków i jakiś konkretny sport. polecam szermierkę (jak Zorro) :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p