Przejdź do głównej zawartości

I jeszcze jeden dzień się udało przetrwać

Lena co prawda napędziła nam trochę strachu wczoraj późnym wieczorem. Nagle zaczęła pojękiwać, popłakiwać i narzekać, ze brzuszek boli. A Lena NIGDY nie budzi się w nocy z właściwie ŻADNYCH powodów. Więc już samo to nas zestresowało. Na szczęście okazało się, że to kupa. Olbrzymia Kupa Gigant. W życiu czegoś takiego nie widzieliśmy :). Już myśleliśmy, że to koniec atrakcji na wczoraj, ale zaraz Lenka wyprodukowała kolejną - równie okazałą.
Biedne dziecko. Mimo, że dawka sterydów się zmniejsza, apetyt się utrzymuje, a właściwie mamy wrażenie, że nawet rośnie. Choćby codzienne 2 obiady, w tym jeden już przed południem, oba w rozmiarach znacznie przekraczających normę - kiedyś to musi z ciałka wyjść. A że Winkrystyna powoduje upośledzenie perystaltyki z wypróżnieniami jest problem. Ważne, żeby nie dopuścić do zatwardzeń, które strasznie męczyły Lenkę w Pierwszym Protokole.

Dobra, nie będę Was dalej gnębić tym tematem :).

Dzień upłynął spokojnie, nie licząc faktu wysmarowania przez Matyldę Dyźka Sudokremem - Tata pod prysznicem z Matyldą, nagle tradycyjny okrzyk "Tata, namalobałam!", Tata wygląda zza zasłonki prysznicowej, a Matylda z reką w pudełku sudocremu, Dyziek cały wymazany tym mazidłem i oczywiście szelmowski uśmiech zadowolenia na twarzy dziecka (którego oczywiście nie kupisz kartą Mastercard:). Dyziek przypłacił tę przygodę wymiotami - tak dla odmiany :).

Pisanie posta przerwała mi kolejna Kupa Gigant i trochę straciłam wątek, więc może już skończę na dzisiaj...

Aha, w wyniku dojścia do siebie Lenki, znowu muszę jutro jechać po kolejną porcję książeczek, bo znikają w zastraszającym tempie :)))

Komentarze

  1. Matyl jest dobra:)Biedny Dyziek:)Lenko moc energii plynie do Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ania; a propos książeczek, wytaskałam ostatnio z piwnicy swoje historyczne ukochane: Filonek bezogonek; trzej muszkietrowie; Puc Bursztyn i gości i Dzieci z Leszczynowej Górki :) ; może przypomnę Ci tym kilka pozycji

    OdpowiedzUsuń
  3. Irma, problem w tym, że chodzi o książeczki jednorazoowe :).
    Takie edukacyjne, z naklejkami :). Bo to co ma starczyć przedszkolakom na dwa miesiace - Lena sieka w jeden wieczór :/.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam pytanko czy krew jest jeszcze potrzebna?

    OdpowiedzUsuń
  5. Krew zawsze jest potrzebna - jeśli akurat nie Lenie, to setkom innych dzieci w szpitalu na Litewskiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mysle o Was cieplo,dobre fluidy dla Lenki!!! Cala masa!
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. gdzie to się w dziecku mieści...?
    Matyl jest niemożliwa, ale chyba sudo' musi przeżyć każdy. Wicek się wysmarował ,w ostatnie wakacje Celka wysmarowała siebie i swój samochód-pchacz (dokumentnie, zrobiła to podczas pobytu w przyczepie, z zimną wodą...), nie wypominając Tobie Aniu - puszki kremu nivea nad morzem. Sister.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p