Przejdź do głównej zawartości

Ok, dziś luzujemy kciuki...

... na chwilę. Nie za długo...
No ewentualnie możecie je pościskać za kogoś innego ;).
Lena ma 3700 białych krwinek!

To dla nas dziwne o tyle, że niecały tydzien temu wychodziła mając 1400 i miały jeszcze lecieć w dół. Tymczasem urosły i to wyyyysokooo - niedaleko do normy! Strasznie się cieszymy, bo mamy przed sobą jeszcze dwa tygodnie bez leków prawie, więc Lena powinna następny (b. ciężki) blok leczenia zacząć z dobrą morfologią. :)

A dziś wszyscy mieliśmy ciężki dzień. Podróż w tę i z powrotem z Kazimierza do Warszawy daje jednak w kość. Dziewczyny zniosły ją dzielnie, kłócąc się jedynie o to, którą bajkę puścić.

No, ale jesteśmy już z powrotem tutaj.
Matyl na szczęście przestała wysoko gorączkować, trafia jej się jakieś 37,5 co 12 godzin.
Gospodarze z okazji dobrych wyników Leny, uraczyli nas domowymi nalewkami. Pysznymi bardzo.

Powoli zaczynamy wierzyć, że chyba teraz będzie juz dobrze...

Komentarze

  1. Bardzo sie cieszymy! to cudowne wiadomosci!!! :))
    aga, kuba i zocha

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufffff....super wiesci!!!Bardzo,nawet nie wiecie jak bardzo sie ciesze:)Bedzie coraz lepiej!Pozdrawiam serdecznie.Calus dla Lenki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre wieści. A że będzie dobrze to oczywiste, innej opcji nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  4. No pewnie, że będzie dobrze! A jak ma być?:) Nie ma dla Was innej opcji i innych scenariuszy. Buziaki dla dwóch Małych Dzielnych Kobietek i równie dzielnych Rodziców!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dołączam do grona ucieszonych komentatorów wczorajszego posta :) Super!! Ja jednak kciuki dalej potrzymam :)
    Ściskam mocno Sonia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p