Na podstawie wyników dzisiejszych badań lekarze zapalili zielone światło, bomba poszła w górę, koty poszły za płoty, a kobyłka u płota = wystartowaliśmy z kolejnym etapem leczenia. Lekko rozczarowały nas same wyniki, bo są właściwie na tym samym poziomie co poprzednio i przed-poprzednio, a spodziewaliśmy się jakiegoś wystrzału rakiety ale lekarze mówią, że jest baaardzo dobrze, więc się tego trzymamy. Lena znowu zaczęła łykać ulubione swoje pastylki. Nie jest to co prawda jej ulubiona Merkaptopuryna (którą mogłaby zjadać pasjami) i na pewno nie jest to takie smaczna jak M. ale Lena bez mrugnięcia okiem i krzykiem wzywając do podania jej w końcu, połyka kolejne tabletki i nawet jeżeli nie jest to ten jej ulubiony smak to robi dobrą minę do złej gry i nawet się nie krzywi – tough girl (albo autentyczny lekoman:). Podczas wizyty w szpitalu spotkała kilkoro znajomych, swoich ulubionych doktorów i generalnie bardzo dobrze wspomina.
W domu, po moim powrocie z pracy, szał uniesień, armageddon, wulkan energii i wariatkowo na całego i to razy 2, bo młodsza Siostra Sister podłącza się do wszelkich wymyślonych przez starszą ekscesów w siłą wodospadu. Gimnastyka (mam nadzieję, że filmik się załaduje – dla tych co nie skojarzą, ta większa, w różowym, to właśnie, chora na białaczkę Lena:), gotowanie dla tatusia drugiego śniadania, zaraz potem obiadu, kawalkada gonitw i pościgów, co chwila odgłos łupnięcia, krótki ryk bólu, za chwilę szybki lament, zaraz potem znowu rzęsisty śmiech – totalna korba. Sami zaczęliśmy się zastanawiać czy to możliwe, że steryd może wygenerować tak szybką taką reakcję energetyczną. Chyba raczej nie, to chyba raczej autosugestia, że znowu zaczęło się ulubione leczenie – jakaś lekomańska szajbo-euforia chyba :). Anyway, stadko rozbrykane, nasze piękne, w pocie czoła wystylizowane mieszkanie przypomina noclegownię dla nadenergetycznych przedszkolaków (i tak jest niestety non-stop – stąd moja porada dla planujących dwójkę dzieci – jeżeli chcielibyście odbywać co jakiś czas estetyczną ucztę kontemplując piękno swego mieszkania, nie inwestujcie w wygląd mieszkania zanim Wasze dzieci nie będą miały 15-18 lat, nie wydawajcie pieniędzy na architekta wnętrz, piękne beżo-różowe zasłony, geometryczno-floralne tapety, egzotyczne drewno – żadnego estetycznego efektu nie będzie, bo to wszystko zginie zawalone tonami plastikowego różu, pluszowych jegomościów, balonów, dmuchanych Teletubisiów, kociej sierści, książeczek, wycinanek, etc, etc. One pojawiają się zewsząd, nie sposób ich uprzątnąć, wciąż pojawiają się nowe, zupełnie jak w „Nocy żywych trupów”. A tymczasem – linoleum, meblościanka, dwa tapczany, i jedno wielkie pomieszczenie gospodarcze wyposażone w wielką otchłań zasysająco-znikającą, gdzie można utylizować to całe królestwo chińskiego przemysłu dziecięcego entertainmentu.
W domu, po moim powrocie z pracy, szał uniesień, armageddon, wulkan energii i wariatkowo na całego i to razy 2, bo młodsza Siostra Sister podłącza się do wszelkich wymyślonych przez starszą ekscesów w siłą wodospadu. Gimnastyka (mam nadzieję, że filmik się załaduje – dla tych co nie skojarzą, ta większa, w różowym, to właśnie, chora na białaczkę Lena:), gotowanie dla tatusia drugiego śniadania, zaraz potem obiadu, kawalkada gonitw i pościgów, co chwila odgłos łupnięcia, krótki ryk bólu, za chwilę szybki lament, zaraz potem znowu rzęsisty śmiech – totalna korba. Sami zaczęliśmy się zastanawiać czy to możliwe, że steryd może wygenerować tak szybką taką reakcję energetyczną. Chyba raczej nie, to chyba raczej autosugestia, że znowu zaczęło się ulubione leczenie – jakaś lekomańska szajbo-euforia chyba :). Anyway, stadko rozbrykane, nasze piękne, w pocie czoła wystylizowane mieszkanie przypomina noclegownię dla nadenergetycznych przedszkolaków (i tak jest niestety non-stop – stąd moja porada dla planujących dwójkę dzieci – jeżeli chcielibyście odbywać co jakiś czas estetyczną ucztę kontemplując piękno swego mieszkania, nie inwestujcie w wygląd mieszkania zanim Wasze dzieci nie będą miały 15-18 lat, nie wydawajcie pieniędzy na architekta wnętrz, piękne beżo-różowe zasłony, geometryczno-floralne tapety, egzotyczne drewno – żadnego estetycznego efektu nie będzie, bo to wszystko zginie zawalone tonami plastikowego różu, pluszowych jegomościów, balonów, dmuchanych Teletubisiów, kociej sierści, książeczek, wycinanek, etc, etc. One pojawiają się zewsząd, nie sposób ich uprzątnąć, wciąż pojawiają się nowe, zupełnie jak w „Nocy żywych trupów”. A tymczasem – linoleum, meblościanka, dwa tapczany, i jedno wielkie pomieszczenie gospodarcze wyposażone w wielką otchłań zasysająco-znikającą, gdzie można utylizować to całe królestwo chińskiego przemysłu dziecięcego entertainmentu.
Wiesci rewelacyjne!!!super:)Ale te Wasze dziewczynki sa slodkie.Rzeczywiscie na filmiku widac ile maja energii(jakby po kilku red bulach byly:))Fajnie macie!!!Serdecznie pozdrawiam.Buziak dla Lenki:)
OdpowiedzUsuńO matko! Co Ty im dales do zjedzenia, bracie??? Zwlaszcza Lenie...Moze ja to tez bede pobierac,przyszedl niz jesienny...
OdpowiedzUsuńZarty, zartami, ale to super ze Lenka jest w takiej formie. Trzymamy kciuki, aby tak bylo nadal!
przyłączam się, Laseczki mają mega power - tak trzymać!
OdpowiedzUsuń