Przejdź do głównej zawartości

Kociołek i inne historie

Dzisiaj niedziela, więc jest przyczynek do opowieści o pewnej, zadziwiającej nas (ale być może dość często spotykanej wśród 2-latków?), fascynacji naszej młodszej córki. Otóż, Matylda została opętana (może to niewłaściwe użyte słowo w tym kontekście?:) miłością do kościołów (w jej slangu zwanymi tytułowymi „kociołkami”). Jest to zapewne efekt kilku wizyt z dziadkami w kościele, bo nie ma ku temu okazji z nami w naszej ateistycznej rodzinie. W każdym razie od czasu tych wizyt, Matylda każdy napotykany zabytkowy budynek posiadający choć jedną wieżyczkę nazywa kociołkiem i natychmiast wzywa do jego odwiedzenia („pójdziemy o kociołka?”). Kilka razy ulegliśmy jej namowom i za każdym razem przed naszymi oczami rozgrywał się akt najczystszego religijnego uwielbienia – dziecko z szeroko otwartymi oczami rozgląda się po wnętrzu, wsłuchuje się z zachwytem w dźwięk organów, po czym ni stąd ni zowąd, klęka na kamiennej podłogę zadając jednocześnie pytanie „Moziem na kolanka?” Obrazu jej „religijnego fanatyzmu” i dewocjonalnego zachwytu dopełnia kontemplowanie wszystkich przydrożnych Jezusów, Maryjek i innych świętych, których Matylda nazywa „boziami”. Niesamowite! Dziadkowie na pewno są wniebowzięci (widząc w Matyldzie jedyną nadzieję na zakrzewienie w tej rodzinie wiary), my rodzice lekko skonsternowani, ale jednocześnie ubawieni po pachy, Lena obserwuje tę fascynację siostry z lekkim zdziwieniem. Wczoraj byliśmy na wycieczce w parku pałacowym w Wilanowie i zanim wytłumaczyliśmy Matyldzie, że to jednak jest miejsce gdzie mieszkały królewny i księżniczki, że to pałac, widzieliśmy w oczach Matyldy autentyczny wyraz porażenia perspektywą odwiedzenia tak wielkiego „kociołka”
Wczoraj nie napisaliśmy posta, niektórzy pewnie wiedzą dlaczego – wybraliśmy się na mały balecik urodzinowy – Sylka, jeszcze raz dziękujemy – więc wieczorem nie było czasu, rano nie było absolutnie mocy psycho-mentalnych aby to nadrobić (stan porannego warzywa w pełnym rozkwicie) potem tradycyjny kociokwik i dopiero teraz.
Jutro idziemy z Leną do szpitala na badania kontrolne, których wyniki zadecyduje o starcie kolejnego bloku leczenia (raczej nie zakładamy innego scenariusza, bo wyniki krwi Leny powinny przez cały czas się poprawiać, w końcu już ponad 2 tygodnie nie bierze chemii). Na początek light – doustne tablety – sterydy łącznie przez 21 dni, a 8-go dnia wchodzi już bomba chemiczna składająca się jednocześnie z trzech ładunków – 3 przyjaciółki : Vinkrystyna, Doksorubicyna i L-Asparaginaza – prawie jak imiona 3 księżniczek z bajek dla dzieci. Miejmy nadzieję, że z naszym dzieckiem obejdą się łagodnie, jak przystało na miłe, Barbie-look, księżniczki w różowych sukienkach. No ale na razie się jeszcze nie spinamy, jutro Lena odwiedzi swoje ulubione pielęgniarki i lekarzy, podda się swoim ulubionym zabiegom – czysta przyjemność.
Mama, Lena a w tle przeogromny kociołek:)

A co?! Ja też się mogę tu wdrapać

Synchroniczne picie płynów (matka pływała synchronicznie, może coś w tym jest?)

Ice cream, you scream, we scream .....



Komentarze

  1. Oszalałam i nie mogę przestać się śmiać!!! Matylda rządzi!!! :D Moja ulubiona część to ta, w której Matylda pada na kolana :D Wszystko się wyjaśniło więc- jak w każdym dobrym komiksie, czy to Batman&Robin czy inna powieść- mamy Superbohatera (Superdziewczynka zwana Lenką) i jego małego pomocnika! Niechaj kociołki Matyldzie się śnią i niechaj odgania od swej Super Dzielnej Siostry wszelkie demony wirusopodobne :) huehue, na te dziewuszki nie ma mocnych!!!
    Małgo

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne fotki:)Rzeczywiscie ta czesc z kolanami jest najlepsza:)Slodka ta Wasza mala kobietka.Lenka zajadajaca lody-super!(czyzby cytrynkowe???)Fajna ta Wasza rodzinka.Trzymam kciuki za jutrzejsza wizyte w szpitalu-wszystko bedzie ok:)Buziak dla Lenki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha a to ci ma Matylda fascynację :):):)
    super Rodzinka!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p