Przejdź do głównej zawartości

Czyżby początek gastrofazy?

Pamiętacie nasze poststerydowe zmagania z nagłą miłością Leny do szszszszyneczki? Otóż chyba znowu wchodzimy w tę fazę. Niby dopiero dwa dni sterydów za nami, a apetyt Leny jakby się poprawił. Fakt, że ostatnio dobrze i ładnie jadła, ale dziś już widzimy, że chyba nadchodzi Gastrofaza.
Zaczęło się w porze obiadu. Lenka pięknie, w całości i nie czekając na obudzenie się Matyldy z popołudniowej drzemki, wtrząchnęła obiad. Przegryzła jabłkiem, śliwkami oraz orzechami i ledwo dociągnęła do kolacji. Tu również pięknie przyjęła kanapkę i miskę serka koziego, twierdząc przedtem, że umrze z głodu, jak nie zje. Jeszcze w kąpieli, przekonywała nas, że coś by jeszcze zjadła :).
No cóż... Chyba każdą matkę cieszy apetyt dziecka, ale z opowieści koleżanek z oddziału wiem, ze na tym etapie leczenia głód przyjmuje straszliwą formę. Dzieci na samo śniadanie konsumują 6 parówek, przegryzając 4 kanapkami i popijając dużym jogurtem. Matki są zrywane w środku nocy wrzaskiem - Jeść!!! - I raczej nie ma dyskusji, co by przeczekać ten atak głodu do rana...
Trzeba to po prostu przejść. Na szczęście to tylko 3 tygodnie - może damy radę.

Ciekawe, czy Lence wróci miłość do mięsa. Z natury jest wegetarianką i do mięsa nie ma specjalnie flow'u. Z rzadka zje pieroga z mięsem lub spaghetti Bolognese. A tymczasem poprzednim razem zamieniła się w szynkoweczkowego potwora :). Nasze zdumienie nie miało granic, bo na co dzień Lenka szyneczki po prostu nie przyjmuje...

Tymczasem dzisiaj "spożywczo" załatwiła nas Matylda. Wykorzystując sekundę naszej nieuwagi, pociągnęła łyka z, na szczęście kończącej się butelki Persilu, przyprawiając nas tym o palpitacje serca. Oczywiście wykonaliśmy natychmiast masę panicznych telefonów, w tym do niezastąpionej Cioci Agnieszki - pediatry z wieeeeelkim doświadczeniem (Ciociu, przy okazji dziękujemy za wszystko!). Lekarz dyżurny na toksykologi w Szpitalu Praskim zalecił nam nawet telefonicznie pojechanie na Izbę Przyjęć do szpitala i tu postanowiliśmy odpuścić. W końcu kto z nas w dzieciństwie nie zjadł jakiegoś toksycznego świństwa?
Dużo tego Matylda nie skonsumowała, przepiła obficie wodą i natychmiast później zażądała kolacji. Nie wygląda, żeby cuś jej było, nie puszcza baniek nosem, a płyn na szczęście nie był wybielaczem . Trochę się wyluzowaliśmy i choć część z Was pewnie uzna, że jesteśmy nieodpowiedzialni, to ja się już tłumaczę - nie jesteśmy psychicznie gotowi na kontakt z Izbą Przyjęć w okresie szalejących infekcji. A na myśl o tłumach na Izbach robi mi się słabo.

Ale u Malucha na razie ok, oby w nocy nie pojawiły się jakieś sensacje...

Nie ma to jak życie naszej cudnej rodzinki. Ciągle emocje, ciągle adrenalina...

Dobra, kończę. Chyba czas wziąć się za dwudaniowy obiad z deserem na jutro.

Komentarze

  1. Pamiętam nasze sterydowe szaleńswto. na śniadanie (o 3 w nocy) bochenek chleba z pasztetem pomidorowym. o szóstej drugie śniadanie (zwykle drugi bochenek chleba z pasztetem). do dziewiątej zjadał litrowy słoik zupy. pochłaniał taaaaaaaaaaakie ilości, że hej.
    i ledwo było widać oczy, tak mu się buzia zaaokrągliła (cały się zaokrąglił znacząco). na szczęście cała ta odsterydowa opuchlizna zniknęła tak szybko, jak sie pojawiła:))
    zyczymy wytrwałości;)
    Mama Misia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Wy to naprawde macie wesolo!!!:)Fajna ta Wasza familia.Dla Leneczki-Smacznego!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p