Na wstępie chciałam sprostować wszelkie insynuacje dotyczące umiejętności kulinarnych Andy-Ojca. Miałam przyjemność skosztować resztek "po Lenie" i smakowały bardzo dobrze! ;)
Fakt, ze ja jakoś nie mogę się doczekać (od wielu lat) choćby obiecanej w okresie zapoznawczo-podrywowym potrawki z kurczaka, uwaga, po chińsku (!), ale who cares? Ważne, że Lena ma tę przyjemność.
To wszystko na marginesie, bo oczywiście meritum dzisiejszego posta stanowi nasze wyjście ze szpitala!
Znowu się udało, znowu wyniki niezłe, choć granulocyty, niestety, gorsze niż poprzednio - musimy troszeczkę uważać. Dobrze, że jeszcze wciąż lato, mniej infekcji, dzieci na placach zabaw w większości zdrowe. Za chwilę czeka nas pandemonium przedszkolnych epidemii, co w połączeniu z dalszym leczeniem zmusi nas chyba do zabarykadowania się w domu ;)
Ale o tym, jak Scarlett O'Hara, pomyślimy jutro :)
Lena dziś znowu odwiedziła Roksankę - pieska p. Kasi. Koniecznie! od razu po szpitalu. Zaczęła też rozmowy typu:
- Mamo, czy jak Dyziek umrze, kupisz mi takiego pieska jak Roksanka? - (dla niewtajemniczonych - rasy York)
Dyziek stęskniony i niepodejrzewający planów Lenki czekał w domu. Przytulankom nie było końca, ledwo ich od siebie oderwaliśmy :)
Na koniec dnia wykąpana i położona do snu Lenka, zaskoczyła nas ponownie. Chwilę po moim wyjściu z jej pokoiku zjawiła się w salonie:
- Nie daliście mi Merkaptopuryny! - oznajmiła z wyrzutem.
Rany...! Co z nas za rodzice? ;)
Fakt, ze ja jakoś nie mogę się doczekać (od wielu lat) choćby obiecanej w okresie zapoznawczo-podrywowym potrawki z kurczaka, uwaga, po chińsku (!), ale who cares? Ważne, że Lena ma tę przyjemność.
To wszystko na marginesie, bo oczywiście meritum dzisiejszego posta stanowi nasze wyjście ze szpitala!
Znowu się udało, znowu wyniki niezłe, choć granulocyty, niestety, gorsze niż poprzednio - musimy troszeczkę uważać. Dobrze, że jeszcze wciąż lato, mniej infekcji, dzieci na placach zabaw w większości zdrowe. Za chwilę czeka nas pandemonium przedszkolnych epidemii, co w połączeniu z dalszym leczeniem zmusi nas chyba do zabarykadowania się w domu ;)
Ale o tym, jak Scarlett O'Hara, pomyślimy jutro :)
Lena dziś znowu odwiedziła Roksankę - pieska p. Kasi. Koniecznie! od razu po szpitalu. Zaczęła też rozmowy typu:
- Mamo, czy jak Dyziek umrze, kupisz mi takiego pieska jak Roksanka? - (dla niewtajemniczonych - rasy York)
Dyziek stęskniony i niepodejrzewający planów Lenki czekał w domu. Przytulankom nie było końca, ledwo ich od siebie oderwaliśmy :)
Na koniec dnia wykąpana i położona do snu Lenka, zaskoczyła nas ponownie. Chwilę po moim wyjściu z jej pokoiku zjawiła się w salonie:
- Nie daliście mi Merkaptopuryny! - oznajmiła z wyrzutem.
Rany...! Co z nas za rodzice? ;)
Super,ze juz w domku:)Lenka jest boska,a te jej teksciki-wymiekam:)Cieszcie sie "wolnoscia"i korzystajcie z pieknych dni:)Przesylam buziaka Lence:)Kolorowych snow:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że sie znowu udało :)Życzę Wam spokojnego leniuchowania w gronie rodziny :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Dyźka...:)
Sonia
dobrego czasu w domu:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń