Przejdź do głównej zawartości

Trzecia tura Metotreksatu za nami

Na wstępie chciałam sprostować wszelkie insynuacje dotyczące umiejętności kulinarnych Andy-Ojca. Miałam przyjemność skosztować resztek "po Lenie" i smakowały bardzo dobrze! ;)
Fakt, ze ja jakoś nie mogę się doczekać (od wielu lat) choćby obiecanej w okresie zapoznawczo-podrywowym potrawki z kurczaka, uwaga, po chińsku (!), ale who cares? Ważne, że Lena ma tę przyjemność.

To wszystko na marginesie, bo oczywiście meritum dzisiejszego posta stanowi nasze wyjście ze szpitala!
Znowu się udało, znowu wyniki niezłe, choć granulocyty, niestety, gorsze niż poprzednio - musimy troszeczkę uważać. Dobrze, że jeszcze wciąż lato, mniej infekcji, dzieci na placach zabaw w większości zdrowe. Za chwilę czeka nas pandemonium przedszkolnych epidemii, co w połączeniu z dalszym leczeniem zmusi nas chyba do zabarykadowania się w domu ;)
Ale o tym, jak Scarlett O'Hara, pomyślimy jutro :)

Lena dziś znowu odwiedziła Roksankę - pieska p. Kasi. Koniecznie! od razu po szpitalu. Zaczęła też rozmowy typu:
- Mamo, czy jak Dyziek umrze, kupisz mi takiego pieska jak Roksanka? - (dla niewtajemniczonych - rasy York)

Dyziek stęskniony i niepodejrzewający planów Lenki czekał w domu. Przytulankom nie było końca, ledwo ich od siebie oderwaliśmy :)

Na koniec dnia wykąpana i położona do snu Lenka, zaskoczyła nas ponownie. Chwilę po moim wyjściu z jej pokoiku zjawiła się w salonie:
- Nie daliście mi Merkaptopuryny! - oznajmiła z wyrzutem.

Rany...! Co z nas za rodzice? ;)

Komentarze

  1. Super,ze juz w domku:)Lenka jest boska,a te jej teksciki-wymiekam:)Cieszcie sie "wolnoscia"i korzystajcie z pieknych dni:)Przesylam buziaka Lence:)Kolorowych snow:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że sie znowu udało :)Życzę Wam spokojnego leniuchowania w gronie rodziny :)
    Pozdrowienia dla Dyźka...:)
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
  3. dobrego czasu w domu:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p