Pogoda się spsiła. I to akurat w dniu, kiedy zostałam sama z dziewczynkami w domu.
Miałam lekkie obawy, czy Matyl nie wykorzysta tego dnia na swoje zwyczajowe histerie, na które jestem skazana, gdy zostajemy we dwie.
Ale nie. Zachowywała się super, chyba biedny maluszek wreszcie zaczyna odzyskiwać równowagę po tym ciężkim dla nas wszystkich czasie.
Poszłyśmy na spacer do Łazienek: - Do Basi - jak mówi Matylda. Wzięłyśmy orzechy i chleb dla kaczek, ale zwierzęta w parku chyba leczą weekendowe obżarstwo - ledwo na nas spojrzały. Paw rzuconym mu pod dziób chlebem, wzgardził ;)
Niestety dość szybko złapał nas deszcz i równie szybko musiałyśmy pędem wracać do domu. I tam już do końca dnia zostałyśmy.
Przerobiłyśmy zabawę samochodami i w Kopciuszka - lalkami Barbi. Lena lekko zmodyfikowała bajkę tworząc wersję o dwóch Kopciuszkach, które OBIE zostają żonami Księcia (tego samego, oczywiście. I naraz) :))).
Lena się przebierała za złą Babę Jagę, Matyl udawała (chyba?) baletnicę... Ja też musiałam wystąpić w koronie. Były tańce, ganianie się i takie tam normalne dzieciowo-rodzicielskie wygłupy.
Niby nic takiego, a strasznie cieszy!
Tęsknię okropnie za taką normalnością...
Dla Was to pewnie nuda ;)
Miałam lekkie obawy, czy Matyl nie wykorzysta tego dnia na swoje zwyczajowe histerie, na które jestem skazana, gdy zostajemy we dwie.
Ale nie. Zachowywała się super, chyba biedny maluszek wreszcie zaczyna odzyskiwać równowagę po tym ciężkim dla nas wszystkich czasie.
Poszłyśmy na spacer do Łazienek: - Do Basi - jak mówi Matylda. Wzięłyśmy orzechy i chleb dla kaczek, ale zwierzęta w parku chyba leczą weekendowe obżarstwo - ledwo na nas spojrzały. Paw rzuconym mu pod dziób chlebem, wzgardził ;)
Niestety dość szybko złapał nas deszcz i równie szybko musiałyśmy pędem wracać do domu. I tam już do końca dnia zostałyśmy.
Przerobiłyśmy zabawę samochodami i w Kopciuszka - lalkami Barbi. Lena lekko zmodyfikowała bajkę tworząc wersję o dwóch Kopciuszkach, które OBIE zostają żonami Księcia (tego samego, oczywiście. I naraz) :))).
Lena się przebierała za złą Babę Jagę, Matyl udawała (chyba?) baletnicę... Ja też musiałam wystąpić w koronie. Były tańce, ganianie się i takie tam normalne dzieciowo-rodzicielskie wygłupy.
Niby nic takiego, a strasznie cieszy!
Tęsknię okropnie za taką normalnością...
Dla Was to pewnie nuda ;)
Ależ żadna nuda:)Cieszymy się z Wami :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Sonia
Eee tam nuda. Oby jak najwiecej takiej nudy! Madzia.
OdpowiedzUsuńJaka nuda?Codziennie czekam na wiesci od Was.Ciesze sie zawsze, jak wszystko jest wlasnie takie normalne,nudne..To prawdziwe szczescie:)A dodam jeszcze to jak jestescie wspaniala rodzinka:)Wiem,ze ta "zwyklosc"dnia jest dla Was wazna!Oby jak najwiecej takich dni!Pozdrawiam:)Buziak dla Lenki:)
OdpowiedzUsuńJa tam sie wzruszam takimi nudnymi historiami...
OdpowiedzUsuń