Przejdź do głównej zawartości

Deszczowo

Pogoda się spsiła. I to akurat w dniu, kiedy zostałam sama z dziewczynkami w domu.
Miałam lekkie obawy, czy Matyl nie wykorzysta tego dnia na swoje zwyczajowe histerie, na które jestem skazana, gdy zostajemy we dwie.
Ale nie. Zachowywała się super, chyba biedny maluszek wreszcie zaczyna odzyskiwać równowagę po tym ciężkim dla nas wszystkich czasie.

Poszłyśmy na spacer do Łazienek: - Do Basi - jak mówi Matylda. Wzięłyśmy orzechy i chleb dla kaczek, ale zwierzęta w parku chyba leczą weekendowe obżarstwo - ledwo na nas spojrzały. Paw rzuconym mu pod dziób chlebem, wzgardził ;)
Niestety dość szybko złapał nas deszcz i równie szybko musiałyśmy pędem wracać do domu. I tam już do końca dnia zostałyśmy.

Przerobiłyśmy zabawę samochodami i w Kopciuszka - lalkami Barbi. Lena lekko zmodyfikowała bajkę tworząc wersję o dwóch Kopciuszkach, które OBIE zostają żonami Księcia (tego samego, oczywiście. I naraz) :))).
Lena się przebierała za złą Babę Jagę, Matyl udawała (chyba?) baletnicę... Ja też musiałam wystąpić w koronie. Były tańce, ganianie się i takie tam normalne dzieciowo-rodzicielskie wygłupy.

Niby nic takiego, a strasznie cieszy!

Tęsknię okropnie za taką normalnością...

Dla Was to pewnie nuda ;)

Komentarze

  1. Ależ żadna nuda:)Cieszymy się z Wami :)
    Pozdrawiam Sonia

    OdpowiedzUsuń
  2. Eee tam nuda. Oby jak najwiecej takiej nudy! Madzia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka nuda?Codziennie czekam na wiesci od Was.Ciesze sie zawsze, jak wszystko jest wlasnie takie normalne,nudne..To prawdziwe szczescie:)A dodam jeszcze to jak jestescie wspaniala rodzinka:)Wiem,ze ta "zwyklosc"dnia jest dla Was wazna!Oby jak najwiecej takich dni!Pozdrawiam:)Buziak dla Lenki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam sie wzruszam takimi nudnymi historiami...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p