..., ale, mamy nadzieję, na chwilę.
Po szaleństwach w domu i na działce oraz niedźwiedzich uściskach siostry, niestety pojawiły się wybroczynki. Zdawaliśmy sobie sprawę, że po Endoksanie, jak to się mówi w szpitalnym slangu - "lecą wyniki", więc jakoś bardzo się nie przejmowaliśmy. Zresztą mieliśmy planowe sprawdzanie morfologii wyznaczone na wtorek rano i chcicliśmy do tego terminu doczekać.
No, ale dziś sytuacja znacząco się pogorszyła - coraz więcej małych wynroczynkowych punkcików. Do tego zaczęły Lenie wyskakiwać wystające siniaki. Po krótkiej, telefonicznej konsultacji z lekarką dyżurującą, zostaliśmy namówieni na porzucenie nadbużańskiej sielanki i powrót na łono Wielkiej Matki, żeby sprawdzić morfologię. A ta bezlitosna - 5 tys płytek (norma od 100 tys!). A więc - dobrze, ze Lena nie spadła z roweru, na którym szalała od paru dni.
I oto jesteśmy. Stare śmieci, choć inna sala. Czterosobowa bez zmian, moje aktualne miejsce - dziura między szafką a umywalką, na szczęście śmietnik udało mi się wynieść na korytarz :).
Ale co tam, w nocy przetoczą nam płytki i mam nadzieję, jutro wyjdziemy i wracamy do ciszy, śpiewu ptaków, szumu lasu i brzęku wszechobecnych komarów :).
A jest do czego wracać. Dziś było cudownie. Piękna pogoda, zbieranie jagódek w lesie, łapanie żab, zbieranie kwiatów, podziwianie martwego padalca... Ach, ta sielankowa, polska wieś! Wiele umyka, gdy gna się na Hel co weekend ;)
Po szaleństwach w domu i na działce oraz niedźwiedzich uściskach siostry, niestety pojawiły się wybroczynki. Zdawaliśmy sobie sprawę, że po Endoksanie, jak to się mówi w szpitalnym slangu - "lecą wyniki", więc jakoś bardzo się nie przejmowaliśmy. Zresztą mieliśmy planowe sprawdzanie morfologii wyznaczone na wtorek rano i chcicliśmy do tego terminu doczekać.
No, ale dziś sytuacja znacząco się pogorszyła - coraz więcej małych wynroczynkowych punkcików. Do tego zaczęły Lenie wyskakiwać wystające siniaki. Po krótkiej, telefonicznej konsultacji z lekarką dyżurującą, zostaliśmy namówieni na porzucenie nadbużańskiej sielanki i powrót na łono Wielkiej Matki, żeby sprawdzić morfologię. A ta bezlitosna - 5 tys płytek (norma od 100 tys!). A więc - dobrze, ze Lena nie spadła z roweru, na którym szalała od paru dni.
I oto jesteśmy. Stare śmieci, choć inna sala. Czterosobowa bez zmian, moje aktualne miejsce - dziura między szafką a umywalką, na szczęście śmietnik udało mi się wynieść na korytarz :).
Ale co tam, w nocy przetoczą nam płytki i mam nadzieję, jutro wyjdziemy i wracamy do ciszy, śpiewu ptaków, szumu lasu i brzęku wszechobecnych komarów :).
A jest do czego wracać. Dziś było cudownie. Piękna pogoda, zbieranie jagódek w lesie, łapanie żab, zbieranie kwiatów, podziwianie martwego padalca... Ach, ta sielankowa, polska wieś! Wiele umyka, gdy gna się na Hel co weekend ;)
Lenkowe płytki - wracajcie do normy. Buziaki.
OdpowiedzUsuń