Przejdź do głównej zawartości

Uff...?

Mamy Broviaca!

Dla niewtajemniczonych, to tzw. centralne dojście, czyli cewnik wprowadzony bezpośrednio do serca. Dzięki temu nie trzeba dziecka kłuć przy pobieraniu krwi i można również podawać tą drogą leczenie.
Tu informacja dla anglojęzycznych - po polsku, niestety, nie znalazłam :/.

Druga końcówka naszego Broviaca wchodzi do żyły szyjnej, a nie podobojczykowej jak poprzednio, bo niestety obie zostały wyekspoloatowane przez dotychczasowe, tymczasowe dojścia.
Mam nadzieję, że Lenka przez to nie będzie miała problemu z ruszaniem główką... :/.

W każdym razie widzę światełko w tunelu i raczej to nie pociąg ;)

Komentarze

  1. Ania i Lenka- superdzielne dziewuchy! Łapcie 300 kilo supermocy!!! Lniana Dziewuszko przytulaki i buziaki moooooooooocne!!!
    Małgo (Espana)

    OdpowiedzUsuń
  2. baaaaaaaaaaaardzo sie cieszymy :-)))) teraz juz mam nadzieje zaraz do domu

    OdpowiedzUsuń
  3. Super wiadomosc! Trzymamy nadal kciuki zeby bylo wszystko dobrze! I zebyscie jak najszybciej wyszli i mogli sie cieszyc przerwa w gronie calej Rodzinki i nabrali sil i mocy na dalszy etap! Sciskamy i calujemy! Rolle

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze! Dzielna Lenka. Bardzo się cieszymy i trzymamy kciuki nadal.

    OdpowiedzUsuń
  5. cudownie!
    pozdrowienia
    mama Misia

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie. Kciuki nadal zaciśnięte.

    OdpowiedzUsuń
  7. My również bardzo się cieszymy z dobrej wiadomości :))Od czasu jak przypadkowo natrafiłam na Wasz blog, jestem z Wami codziennie i zaciskam kciuki najmocniej jak potrafię :)Trzymajcie się ciepło :)
    Dorzucam też tonę pozytywnej energii!!!
    Pozdrawiam
    Sonia z Katowic

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też wysyłam pozytywną energię i trzymam kciuki za Lenkę

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniała widomość!!!Teraz tylko do domku :)
    Przesyłam wiadro pozytywnej enrgii!!!
    Ściskam :)
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach Aniu super!!! po każdej burzy wychodzi słońce!!! Może wyskoczycie choć na chwile do domku? Trzymam kciuki. Karolina

    OdpowiedzUsuń
  11. So glad things are looking up. Stay strong. We continue keeping out fingers crossed for Lenka's prompt return home. Oh, thanks for the link to English transtation. My knowledge of medical terms in Polish is pathetic. I even had to look up what "bialaczka" meant in English in order to understand what was going on with Lenka.
    Best wishes,
    J&K

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p