Przejdź do głównej zawartości

A jednak tracimy Broviac'a :(

Jednak jutro wyjmujemy Broviac'a i wracamy do wenflonów na tydzień :(

Rany, żal mi strasznie Lenki :(

Za tydzień zakładamy nowy Broviac.

A swoją drogą okazało się, że rączka to sprawa zupełnie niezależna, ale się poprawia, więc jesteśmy dobrej myśli.

I chemię dziś dostaliśmy, więc przynajmniej leczenie ruszyło...

Komentarze

  1. szkoda Lenki. Trzymamy kciuki, aby wenflon udało się bezproblemowo założyć. Dobrze, że leczenie ruszyło. Myślimy o Was i ślemy pozytywne myśli.
    Kasia, Piotr i dziewczynki

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że leczenie ruszyło... Oby ten tydzień z wenflonami jak najszybciej minął... Pozdrawiamy ciepło. Ola, Jarek z chłopakami

    P.S. Paczuszka-niespodzianka jest od zaprzyjaźnionych "Kołderkowych Cioć" (www.kolderki.org). One też trzymają kciuki i pozdrawiają Was gorąco

    OdpowiedzUsuń
  3. Olu, bardzo dziękujemy :)
    Andy jutro przyniesie nam paczkę do szpitala.
    Podziękuj Ciociom w naszym imieniu :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie straszne welflony, nie straszne broviaki,
    gdy w szyneczce odnajdziesz wielkie życia smaki!

    Trzymamy, trzymamy, trzymamy! Kciuki, kciuki, kciuki!

    Michał, Natalia, Maja, Kacper

    PS.: A nasz domek na wsi + pompowany basen nie byłby dla Was rozwiązaniem, hm? Moglibyśmy się wynieść na ten czas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nam tez zal Lenki,niepotrzebne te komplikacje, ale dobrze ze leczenie ruszylo.Calujemy K,Sz,R,J.

    OdpowiedzUsuń
  6. Michał, Natalia, dzięki :*. A gdzie byście się wynieśli? Do nas?
    Filmiki "Było sobie życie" robią furorę :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Taaa, "Było sobie życie" to hit wszech czasów. Maja oglądała z wypiekami, mimo, że pewnie kumała połowę treści :)

    Mieszkaniami nie musielibyśmy się zamieniać -myślę, że dobrze byłoby, żebyście mieli w razie awarii swoje mieszkanko w pełni dostępne. My możemy spokojnie pomieszkać w pracowni - mamy tam prywatne piętro.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p