Przejdź do głównej zawartości

Przepraszamy za przerwę ;)

Tak, tak, nasza wina, bijemy się w piersi :).
Rozpuszcza nas trochę ta (tfu, tfu) dobra passa... Nic się nie dzieje, nuda na całego...
No oczywiście nie do końca, bo u nas nigdy nie ma tak, że nic się nie dzieje, ale już bez wzrostów adrenaliny i nagłych skoków napięcia.
Żeby nie było wątpliwości - wcale za nimi nie tęsknimy. Zdecydowanie doceniamy życie bez "atrakcji".

No to trochę sprawozdania z naszego nudnego lajfu...
W sobotę odgrzebaliśmy rowery (wreszcie!). Zajęło nam to drobne dwie godziny, ale udało się - rowery sprawne, choć serwis by się przydał. Chcieliśmy, żeby Lenka pojechała na swoim rowerze i planowaliśmy wziąć ze sobą tzw. "sztywny hol, który pozwala przyczepić rowerek dziecka do rowerku rodzica, ale niestety okazało się, że w zestawie użyczonym przez przyjaciół brakuje istotnego elementu. Dziewczyny pojechały więc w jak to praktykowaliśmy dotychczas - w fotelikach rowerowych.
Pokrążyliśmy po Warszawie. Byliśmy w parku Ujazdowskim, na imprezie Lego pod Pałacem, na obiadku z dawno nie widzianym przyjacielem i wreszcie, pod koniec dnia, doturlaliśmy się do domu. Dziewczyny zachwycone, a my nawet w niezłej formie.
Choć nie da się ukryć, że bywało lepiej ;)

Wieczorem czekała nas kolejna w tym roku 40tka. Dziewczyny zawieźliśmy na noc do p. Kasi - ależ to była atrakcja! My spędziliśmy za to przeuroczy wieczór i pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna powitaliśmy świt na imprezie. Przy okazji pozdrawiamy wszystkich fanów naszego bloga, którzy objawili się na tego wieczoru :).

Dziewczyny dobiły do nas dopiero ok. południa, więc miło przezipowaliśmy sobie kolejne parę godzin u przyjaciół, u których nocowaliśmy. W ogródku Siostry Sisters wyszalały się na trampolinie, wybujały na huśtawce i jakoś dociągnęliśmy do obiadu.
Weekend już chyba tradycyjnie zwieńczyliśmy lodami sorbetowymi.

A jutro czeka nas szpital. Pobrania i USG przed wtorkowym, ewentualnym, wyjęciem Broviac'a! Mamy nadzieję, że wyniki będą dobre -szczególnie nieszczęsne wątrobowe, jak i leukocyty.
A więc jeszcze trochę kciukasów poprosimy!

I za maturzystów też :)

Fotorelacja










Komentarze

  1. Zaciskam kciuki co sił w rękach i.. nogach :)
    Przerwy macie co prawda coraz dłuższe, ale mnie to osobiście nawet bardzo cieszy (pomimo faktu,że codziennie do Was zaglądam i czekam na każdy post), bo to oznacza, że wszystko u Was w porządku:) Niech dalej wieje u Was nudą :)
    Trzymajcie się ciepło-Sonia

    OdpowiedzUsuń
  2. Maaatyl wygrała zasypiając w foteliku..;)haha

    cieszę się, że u was nuda... chodziaż niedzielne atrakcje...nie można nazwać nudą;)
    Szczerze, już się troszkę martwiłam, ale uff....daaalej trzymam kciuki za Lenkowe wyniki!

    Pozdrawiam/Kasia^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja szczerze to martwilam sie,ze cos sie stalo...Ufff...bardzo sie ciesze,ze u Was wszystko w jak najlepszym porzadku!Kciukasy dalej trzymam i dobra energie posylam-Lec do Lenki...:) Zdjecie z Matylda wygrywa!Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja się nie martwiłam ;-)
    wiem ile czasu spędza się na dworze z dzieciakami, wykorzystując to, ze akurat jest pogoda...;-)I ile trza im zapewnić atrakcji.
    Kciukasy zaciśnięte.
    Acha... i dla maturzystów też, bo przecież już kasztany zakwitły!
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. fani bloga pozdrawiają z krakowa :) rzecz jasna nieustająco trzymamy kciuki za Lenkę - dominika+kola

    OdpowiedzUsuń
  6. no to wspaniały weekend:)
    ogromne kciuki za jutro!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. rzecz jasna za Lenkę kciuki stale zaciśnięte :) ale za maturzystów możecie sie bardziej postarać :D dzis był pogrom... ale może nadrobicie 17?? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. kciuki trzymamy !hihi a my też w sobotę krążyliśmy na rowerach po Warszawie z naszą dwójeczką w fotelikach, a w niedzielę zajadaliśmy sorbety u Grycana :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bardzo dawno mnie tu nie było... Ale ponieważ wczoraj stuknęła nam 12 rocznica od diagnozy, a chwilę wcześniej Lena skończyła 16 lat, to chyba dobry moment, żeby się tu wreszcie pokazać :). Szczególnie, że wciąż dostajemy powiadomienia o nowych komentarzach pod naszymi starymi postami. Wciąż gdzieś tam na szpitalnych oddziałach toczy się walka na śmierć i życie i kolejne rodziny przeżywają dramat. Wiele z wiadomosci które otrzymujemy mówi o tym jak wielkim wsparciem dla rodziców chorych dzieci jest (wciąż!) nasz blog. I jak bardzo nasza historia podnosi ich na duchu. A więc spieszę z krótką informacją co u nas :): Najpierw najważniejsze - Lena jest absolutnie zdrowa.  Wyrosła na super mądrą, niezależną w poglądach młodą osobę.  Jest w drugiej klasie liceum - niestety, jak teraz wszyscy, na online.  Dalej jeździ na nartach (choć tej zimy średnio to wyszło), aktualnie w planach na przyszłą zimę ma zostanie pomocnikiem instruktora. Jesteśmy z niej super dumni. Wrzaskun wciąż jest lekko wr

Znowu lekka kołomyja

Matyl jednak trochę gorączkuje. W nocy miała 38, rano ciut niżej, ale oczy błyszczące - dziwne. Postanowiliśmy skonsultować ją u lekarza, bo nie podoba nam się ta ciągnąca infekcja i nawracające gorączki. Chyba przeszliśmy z kategorii Życiowy Luzak do kategorii Panikujący Rodzic. Niestety. Jak bardzo jesteśmy Panikujący niech zobrazuje fakt, że odwiedziliśmy z Matylem dwóch lekarzy dzisiaj :) Tak na wszelki wypadek. Stres to nasz codzienny towarzysz i każdy fajny dzień "normalnej" życiowej nudy jest dniem wyczekiwania na cios. Słabo się żyje w takim świecie, ale cóż - ciągle czekamy, ze kiedyś nam przejdzie... :/. Ale ad meritum... Niby u Matyla nic się nie dzieje. Może to zęby? Gdzieś tam idzie piątka - podobno. Uszy w porządku, gardło lekko rozpulchnione... Mamy czekać i ewentualnie za dwa dni robić morfologię, gdyby sytuacja nie uległa zmianie. A Lena dziś także "zaliczyła" lekarza, ale planowo, w szpitalu. Przepłukaliśmy Broviac, pobraliśmy krew. Wyniki znowu św

Jestem małym Jezusem!

Oświadczyła mi dziś Matylda przytulając się. Cóż, jak widać pasja religijna naszej młodszej pociechy nie słabnie. Drżyjcie mury kościelne - nadchodzi Wrzaskun! Ale nie o tym chciałam dzisiaj... Jak wiecie od prawie 10 miesięcy, co wieczór (z małymi wyjątkami) siadamy przed kompem by pisać o Lence i naszej rodzinie. Część z Was jest z nami od początku, część dołączyła w trakcie, a niektórzy, zapewne, zatknęli się z nami po raz pierwszy przy okazji konkursu na Blog Roku. I to teraz dla Was, drodzy czytelnicy, jest ten post :) Po co piszemy ten blog? Zaczęło się od tego, że na początku nie dawaliśmy rady odbierać tych wszystkich telefonów i odpowiadać na pytania: - "Jak Lenka?" - "Co się dzieje?" Nie mieliśmy siły powtarzać wszystkim od początku, że Lenka jest chora, że ma białaczkę... I zaraz w kolejnym zdaniu, że rokowania sa dobre i wierzymy, że da radę... Nie dawaliśmy rady konfrontować się z czyimiś łzami, po drugiej stronie słuchawki. No i ta chęć pomocy, która p