A więc stało się.
Nasze wielomiesięczne wysiłki, epatowanie nieszczęściem, silenie się na oryginalność, pobudzanie emocji, ekwilibrystyka słowotryskowa i ta cała historia, wymyślona tylko po to aby zaistnieć w świecie mediów elektronicznych, aby w błysku fleszy i w świetle kamer odebrać nagrodę, zrobić sobie później zdjęcie z Dodą (albo chociaż z Angeliną Jolie), usiąść na kanapie u Kuby Wojewódzkiego, zostać pogłaskanym w główkę przez prezydenta Kaczyńskiego .... wszystko spełzło na niczym.
Nie dali. Nie docenili. Szkoda tych wszystkich odcisków palców od stukania w klawiaturę, szkoda straconych godzin, a w sumie być może dni (może tygodni) spędzonych na pisanie. Co za niesprawiedliwość. Jak mogli!!??
Zgodnie z moimi niegdysiejszymi zapowiedziami, skoro nie udało się na naszej ckliwej historii wygrzać się w ciepełku sławy, zostać celebrytą, kończymy ten interes, zamykamy gescheft. Nie udało się, no cóż. Może innym razem, może Lena i Matylda, wspólnym wykonaniem 16-tu zwrotek "Przybieżeli do Betlejem" w "Szansie na sukces" zapewnią nam miejsce w panteonie sławy. Może Lena, wygrywając, jako pierwsza kobieta, na igrzyskach olimpijskich 2028 w Przasnyszu konkurencję freestyle na hulajnodze, zapewni w końcu rodzicom tę wymarzoną bogatą emeryturę na Seszelach, może... Na razie jednak trzeba wymyślić jakiś inny sposób na sławę i lekkie, freestyle'owe życie. Blog, jak widać, nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
Żegnamy drodzy czytelnicy, było nam miło ale byłoby nam milej gdybyście wysłali 16 tysięcy sms-ów więcej. A tak, to cóż.....
;-))))) No of course, że to byłem ja, Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy, podstępny Behemot prześmiewczy w skórze owieczki tej niewinnej, co to na niebiańskich pastwiskach, na pokusę przez wilka wiedziona, cnoty Niemcu nie oddała.
Ależ wiem, że tak poigrać z emocjami tych co mniej odporni lub poczucia humoru mego nie znają zbyt dobrze, niegodne. Ale może po prostu, warto na blogu tym proporcję absurdalno-offową zwiększyć i w przyszłym roku w innej kategorii zapunktować.
Ależ skąd. Lenka jest i będzie hipercentrum całej tej opowieści. Bo od niej i o niej się zaczęło i o niej się za lat 6 i pół skończy (bo tyle czasu musi jeszcze upłynąć aby współczesna medycyna uznała ją za wyzdrowiałą). Tak więc, drodzy czytelnicy czeka Was jeszcze (.... no i tutaj palec na klawiaturze mi zadrżał przed zbyt pochopnie składaną deklaracją, że z obecną częstotliwością przez te dalsze 6,5 roku będziemy pisać) przynajmniej 1300 postów (tyle to myślę, że na luzaku śmigniemy), z tego wartych czytania będzie 987, sprawozdawczych 173 i wyrywających serca i podających emocje na talerzu 16. Reszta (nie wiem czy jakaś pozostała, bo nie lubię szybko, w głowie liczyć) będzie o życiu, wszechświecie i całej reszcie. No i o oczywiście, o myszach, które kręcą tym całym interesem:)).
A tymczasem, wierząc mocno w skuteczność Paulowej kuracji miodowo-buraczanej, którą dziś Lena z zachwytem i mlaskaniem przyjęła doustnie, oczekując dynamicznego skoku -cytów do poziomu, który pozwoli nam spokojnie wznowić leczenie, udajemy się na zasłużony odpoczynek. Siostry Sisters już pozamiatane, wydają ostatnie żywe pomruki w łóżkach, zaraz odlecą, a my chyba pójdziemy do kina (domowego rzecz jasna).
Nasze wielomiesięczne wysiłki, epatowanie nieszczęściem, silenie się na oryginalność, pobudzanie emocji, ekwilibrystyka słowotryskowa i ta cała historia, wymyślona tylko po to aby zaistnieć w świecie mediów elektronicznych, aby w błysku fleszy i w świetle kamer odebrać nagrodę, zrobić sobie później zdjęcie z Dodą (albo chociaż z Angeliną Jolie), usiąść na kanapie u Kuby Wojewódzkiego, zostać pogłaskanym w główkę przez prezydenta Kaczyńskiego .... wszystko spełzło na niczym.
Nie dali. Nie docenili. Szkoda tych wszystkich odcisków palców od stukania w klawiaturę, szkoda straconych godzin, a w sumie być może dni (może tygodni) spędzonych na pisanie. Co za niesprawiedliwość. Jak mogli!!??
Zgodnie z moimi niegdysiejszymi zapowiedziami, skoro nie udało się na naszej ckliwej historii wygrzać się w ciepełku sławy, zostać celebrytą, kończymy ten interes, zamykamy gescheft. Nie udało się, no cóż. Może innym razem, może Lena i Matylda, wspólnym wykonaniem 16-tu zwrotek "Przybieżeli do Betlejem" w "Szansie na sukces" zapewnią nam miejsce w panteonie sławy. Może Lena, wygrywając, jako pierwsza kobieta, na igrzyskach olimpijskich 2028 w Przasnyszu konkurencję freestyle na hulajnodze, zapewni w końcu rodzicom tę wymarzoną bogatą emeryturę na Seszelach, może... Na razie jednak trzeba wymyślić jakiś inny sposób na sławę i lekkie, freestyle'owe życie. Blog, jak widać, nie spełnił pokładanych w nim nadziei.
Żegnamy drodzy czytelnicy, było nam miło ale byłoby nam milej gdybyście wysłali 16 tysięcy sms-ów więcej. A tak, to cóż.....
;-))))) No of course, że to byłem ja, Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy, podstępny Behemot prześmiewczy w skórze owieczki tej niewinnej, co to na niebiańskich pastwiskach, na pokusę przez wilka wiedziona, cnoty Niemcu nie oddała.
Ależ wiem, że tak poigrać z emocjami tych co mniej odporni lub poczucia humoru mego nie znają zbyt dobrze, niegodne. Ale może po prostu, warto na blogu tym proporcję absurdalno-offową zwiększyć i w przyszłym roku w innej kategorii zapunktować.
Ależ skąd. Lenka jest i będzie hipercentrum całej tej opowieści. Bo od niej i o niej się zaczęło i o niej się za lat 6 i pół skończy (bo tyle czasu musi jeszcze upłynąć aby współczesna medycyna uznała ją za wyzdrowiałą). Tak więc, drodzy czytelnicy czeka Was jeszcze (.... no i tutaj palec na klawiaturze mi zadrżał przed zbyt pochopnie składaną deklaracją, że z obecną częstotliwością przez te dalsze 6,5 roku będziemy pisać) przynajmniej 1300 postów (tyle to myślę, że na luzaku śmigniemy), z tego wartych czytania będzie 987, sprawozdawczych 173 i wyrywających serca i podających emocje na talerzu 16. Reszta (nie wiem czy jakaś pozostała, bo nie lubię szybko, w głowie liczyć) będzie o życiu, wszechświecie i całej reszcie. No i o oczywiście, o myszach, które kręcą tym całym interesem:)).
A tymczasem, wierząc mocno w skuteczność Paulowej kuracji miodowo-buraczanej, którą dziś Lena z zachwytem i mlaskaniem przyjęła doustnie, oczekując dynamicznego skoku -cytów do poziomu, który pozwoli nam spokojnie wznowić leczenie, udajemy się na zasłużony odpoczynek. Siostry Sisters już pozamiatane, wydają ostatnie żywe pomruki w łóżkach, zaraz odlecą, a my chyba pójdziemy do kina (domowego rzecz jasna).
Ja zgłaszam liberum veto i w naszym dwugłosie zdecydowanie odmawiam podpisania się pod powyższym postem jako ta co uważa, że nie powinno się narażać naszych czytelników na tego rodzaju skoki emocjonalne :).
OdpowiedzUsuńA co do poczucia humoru mojego Męża... Cóż, jest specyficzne... Ci co go znają osobiście - wiedzą o tym, reszta będzie pewnie podczas dalszej lektury naszego bloga narażona na takie "eksperymenty".
Wybaczcie, jest demokracja, nic nie mogłam z tym zrobić ;)
Ania
:))))
Czytając Wasze posty od jakiś 2-3 miesięcy...i przeczytawszy wszystkie noty..od początku(troszkę mi to zajęło) czułam a gdzie tam..byłam pewna, że to Ojciec_Andy żarty sobie stroi..!:D Ode mnie masz największą statuetkę za humor! Oby tak dalej...
OdpowiedzUsuńTrzymam dalej kciuki za Lenkowe cyty!
Pozdrawiam/Kasia^^
Pomimo,ze juz tyle postow Andiego przeczytalam-to czytajac poczatek zamarlam:)))zartuje!humor-10 ,tak trzymac!!!W natepnym konkursie zgarniecie wszystkie wygrane-napewno bede trzymac za to kciuki,a teraz chetnie posledze losy Naszej Dzielnej Bohaterki i Jej Wspanialej Rodzinki:)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńkurza noga .....co za stres:) całe szczęście że to jednak żarcik. z utęsknieniem czekam na kolejny odcinek serialu pt. z życia sióstr:) pozdrawiam Was gorąco. Ola z Krakowa
OdpowiedzUsuńHmm... w kategorii 'groza' ten post zdecydowanie wygrywa... Lenko kochana, myślę ciepło o Tobie* Ola
OdpowiedzUsuńOjej - chyba jednak liczyliście na wygraną skoro dalej drążycie ten temat..
OdpowiedzUsuń:-))
Pozdrawiam gorąco Lenkę i ich rodziców
K...a!!! Andy! 'Umarlam' jak przeczytalam tytul. Minelo kilkanascie minut a nadal rece mi sie trzesa i serce wali. Blagam! Nigdy wiecej!
OdpowiedzUsuńpozdr,
linda
Sorki Andy, zartu nie kupilam, od razu mialam przeczucie co tu sie swieci! Moja podswiadomosc od razu odrzucila takie zakonczenie bloga, to byloby nie na moje nerwy i pewnie nie na innych czytelnikow;) Pozdrawiam bohaterke bloga i jej urocza rodzinke, wraz z tatusiem-jajczarzem;)
OdpowiedzUsuńslabe to bylo, tez zarcik w tytule bloga
OdpowiedzUsuńUważam, że nie powinniście tak bardzo przeżywać tej niby "przegranej" i tak wasz blog jest świetny - a Lenka najbardziej! Nie wracać już do tematu i już
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Tytuł notki niestety sugerował najgorsze, że Lenka ... może i zabawny żart ale serce mi stanęło ze strachu choć Was nie znam ...
OdpowiedzUsuńOd początku byłam pewna, że coś tu ktosik kombinuje...hihihi...pamiętam, że na prima aprilis coś podbnego na jednym z blogów zrobiłam....oj oberwało mi się nawet za to....ale nic....ważne, że uśmiechacie się i że buraczki są zajadane, wypijane....choć ja pamiętam, ze w dziecintwie to aż miałam fuj na samą mysl o nich ;D i wiecie co jeszcze...serwujcie Lence mięsko z królika, ma wiele składników odbudowujących składniki krwi. Uściski -jr
OdpowiedzUsuńJesteście wspaniali no i to poczucie humoru...
OdpowiedzUsuńTak trzymać!
nie ma to jak dobry żart-;)...ankowianka
OdpowiedzUsuńMogę poprosić o przepis na Waszą kuracje miodowo-buraczaną ?
OdpowiedzUsuńBędę bardzo wdzięczny :)
Pozdrawiam i zdrówka życzę !
marek
Trzeba zrobić w buraku dziurkę (sporą!) włożyć do niej dwie łyżeczki miodu i zapiekać w piekarniku, aż burak zmięknie :)
OdpowiedzUsuńPotem można wypić sok albo wcinać w całości.
Smacznego