I że wszystko u nas/Lenki w jak najlepszym porządku. Pogoda wreszcie zaczęła nas rozpieszczać i czujemy się jak gdzieś na południu Europy (zaraz nastąpi kilka landszafcików, to zobaczycie). Należało nam się to jak psu micha, więc nawet się nie dziwimy za bardzo ;). Relaksujemy, kontemplujemy krajobrazy, budujemy zamki z piasku, kopiemy doły, rozdzielamy sypiące na siebie piaskiem Siostry Sisters równocześnie, symultanicznie i synchronicznie szczypiące się, gryzące i fikające czyli wszystko jak najbardziej w normie.. Od dwóch dni zauważamy nawet na plaży pewną zbędność parawanu i nawet Andiemu udało się spalić na raczka i, z pewnym takim ociąganiem, ale jednak – skorzystał z kremu z filtrem o numerze 15! Doprawdy rzecz rzadka w jego wykonaniu. Ja to już lecę się równo 50tką dla dzieci, która na szczęście daje radę i nasze dzieci planowo, wolniutko zmieniają kolorek na złotawy brąz. Ok, nie mogę pominąć pewnych „atrakcji” z udziałem Lenki, które w zeszłym tygodniu urlop nam uatrakcyjniły...
Lenka, nasza mała córeczka, zachorowała na ostrą białaczkę limfoblastyczną tuż po swoich czwartych urodzinach. Na tym blogu opisujemy dzień po dniu jej i naszą walkę z chorobą. Dziękujemy, że z nami byliście :)