Przejdź do głównej zawartości

Cały czas (ale powoli do przodu)

Dzisiaj piszę posta na komputerze, który stoi na mikro-stoliku, na którym nawet nie da się oprzeć łokcia, więc ból nadgarstka pozwoli mi tylko na krótki zwięzły raport z pola kukurydzy to znaczy walki o ogień, nie, wróć, oczywiście chodzi o pole fluido-magnetyczne otaczające naszą córkę, Lenę, co to nie chciała nowotwora i powiedziała temu wszystkiemu dość i tak w ogóle to właściwie jestem tak zmęczony, że bredzę, więc Państwo wybaczą, ten o Gąsce Balbince też, ależ wodzu co wódz, czy to wódka? na litość boską, królowo!- czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? to czysty spirytus! itd, itd.

Dzisiaj w ekspresowym tempie zrobiliśmy poranną morfologię - pierwsi na oddziale, pierwsi przy strzykawce. Nasz mały mutant, skrzyżowanie Rambo i Joanny D'Arc, podczas pobierania krwi wyrzuciła mnie z gabinetu zabiegowego słowami "Tatuś, idź sobie poczytać i nie przeszkadzaj" - twarda sztuka nie ma co!

Wyniki.... nadal trudno coś definitywnego orzec - leukocyty i granulocyty lekko w góre, co może wskazywać (ach.. jak ja bym chciał, żeby medycyna była zero-jedynkową nauką albo właściwie aby ludzki organizm tak działał, jeśli tak to to, a jeśli inaczej to tamto, dlatego uważam, że medycyna cały czas ma więcej z magii i jasnowidztwa niż z nauki), że już rośnie, ale z drugiej strony płytki poleciały w dół i to sporo, powoli zbliżamy się do poziomu, w którym Lenie trzeba będzie założyć do chodzenia po domu kask i owinąć pięcioma warstwami folii bąbelkowej. Ale może już osoiągnęliśmy minimum tych płytek i od jutra pójdą w górę. Niestety, nadal nie mamy domowego zestawu do morfologii, a zatem się nie dowiemy - i tak w niepewności będziemy trwać do poniedziałku, kiedy to znowu idziemy wyssać Lenie trochę krwi i ją przebadać. I może, w tenże poniedziałek, kiedy wyniki krwi okażą się .... usłyszymy od Pana Doktora sakramentalne "...ale proszę mi uważać na Lenę w fazie podtrzymującej ...."

Myszy w kołowrotku mają nadal dobry ubaw.....

Komentarze

  1. Ja tylko doprecyzuję, dla tych co lubią cyferki :)
    Leukocytów 1300, granulocytów 800! Hurra, hurra!
    Płytek 67 tys, więc jeszcze bez tragedii, ale zaczynamy Lenkę dokładnie oglądać w poszukiwaniu siniaków (są), wybroczyn (chyba nie ma) czy krwiaczków (nie ma).
    Ja tam jestem mega happy :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Lenko droga uważaj i się nie obijaj o sprzęty domowe, nie stresuj taty i mamy! pole fluidów utrzymujemy, ale skoro Ania się cieszy to i my się dziś ucieszymy! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak to prawda Aniu skoro Ty sie cieszysz -my rowniez:)Trzymamy mocno kciuki i jestesmy z Wami!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam kciuki za Księżniczkę Lenkę i jej małych- dużych Przyjaciół! W medycynie jest magia, ale i w wierze również. A ta druga jest tak silna, że będzie dobrze, że przezwycięży te wszystkie niesprzyjające wiatry. Drogi Tato Lenki, kask się przyda, ale na "sportowanie" już w niedalekiej przyszłości :) Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O chorobie przystępnie

Ktoś mnie tu kiedyś poprosił, żebym napisała o białaczce i leczeniu, tak, by można to było zrozumieć. Nie jest to łatwe, ale spróbuję. Tylko uwaga - będzie dla wytrwałych :) A więc tak... Białaczka bierze się z niczego. Może trafić każdego i nie możemy temu zapobiec :(. Od pojawienia się choroby, do wystąpienia pierwszych objawów, mija zazwyczaj ok 2-3 tyg. W tym czasie dziecko zazwyczaj łapie infekcję za infekcją, jest osłabione, blade, często występuje ból stawów i siniaki. Piszę to z doświadczenia mojego i innych rodziców na oddziale. Lekarze często odwlekają zrobienie morfologii - "żeby niepotrzebnie nie kłuć dziecka". Cel szczytny, ale niestety w przypadku białaczki może doprowadzić od sytuacji takiej jak nasza - bezbronny organizm atakuje sepsa . Tymczasem w zwykłej morfologii z rozmazem (koszt ok. 20 zł) można już zobaczyć nieprawidłowości. A na pewno można wykluczyć białaczkę przy przy prawidłowych wynikach. Ale cóż... Białaczki nie można wyleczyć inaczej niż chemią, ...

Znak życia :)

Ponieważ od czasu do czasu pojawiają się komentarze wyrażające zaniepokojenie naszym milczeniem postanowiłam wprowadzić mały update ;). Tak, żyjemy i mamy się dobrze, a w szczególności - Lenka ma się dobrze, a nawet świetnie. Nie choruje właściwie w ogóle (tfu, tfu ;)), kolejne kontrole nie wykazują żadnych nieprawidłowości, super się rozwija i fizycznie i intelektualnie. Uwielbia narty (właśnie dziś startuje w lidze zakopiańskiej, więc kciukasy poprosimy), gimnastykę artystyczną (ach te szpagaty na ścianie!) i pływanie. Za dwa i pół miesiąca skończy 10 lat i od jakiegoś czasu wgłębia się w historię swojego bloga, więc trochę muszę już myśleć o tym, że to nie NASZ (rodziców) blog, ale głównie Lenki ;). Namawiam ją by sama zaczęła pisać, ale chyba nie wie jak zacząć ;). Może ten dzień kiedyś nadejdzie i usłyszycie jej wersję - o dziwo sporo pamięta... Tymczasem przyjmijcie nasze najlepsze życzenia na Nowy Rok 2015! Zdrowia, zdrowia i jeszcze więcej zdrowia :) I trochę fotek z o...

Wstęp

Lenka zachorowała na początku 2009, zaraz po swoich 4. urodzinach. Od kwietnia rozpoczęliśmy walkę o jej życie. Po dwóch latach i 4 miesiącach od diagnozy Lenka zakończyła leczenie farmakologiczne i po kolejnych pięciu latach została uznana za zdrową. W sumie walka z chorobą zajęła nam 7 lat, 3 miesiące i 22 dni.  Lenka teraz jest zdrową, już dorosłą dziewczyną, a my chcielibyśmy, by ten blog pomagał innym walczącym z tym paskudztwem. Bądźcie dobrej myśli!