A jednak nadchodzi. Pandemoniczny Gastromonster Zdzisław. Czai się już za rogiem. Dzisiaj pierwszym odgłosem paszczowym Leny po przebudzeniu i wskoczeniu do łóżka mamy był ni to skowyt ni to prośba ni to płaczo-krzyk „Sałatka!! I parówka i jajko!!” Oczywiście nadal poruszamy się w zdecydowanie light’owych rejestrach tego zjawiska, nie ma mowy o pobudkach w środku nocy na przekąskę ale widać, że głównym motywem coraz wcześniejszego porannego wstawania Leny z łóżka jest otrzymanie porcji pożywienia:).
Natomiast druga siostra sister rozregulowała nam się kompletnie, właściwie to użyłem zupełnie niewłaściwego określenia, chyba się raczej uregulowała, ale kierunek tej ewolucji jest dla nas jak najbardziej niepożądany – czwarty dzień pod rząd budzi się ok. 05:45 (z dokładnością szwajcarskiego zegarka). Daje się jeszcze zgłuszyć, na maksimum 15 minut, chamskim szantażem typu „Kładź się jeszcze spać bo ci zabiorę smoka!” (jak być może wiecie, Matylda jest uzależniona od smoka), lub innymi prymitywnymi metodami perswazji (w przypadku kiedy budzi się z wrzaskiem „Do Maaaammyyy!!!”, którym sygnalizuje chęć władowania się Honeyusi bladym świtem do łóżka, co dla matki jest koszmarem - bo z kolei maj łajf jest uzależniona od długiego snu, co najmniej do 8:00, inaczej jest lewitującym warzywem - wtedy do niedawna działało „Kładź się jeszcze spać, bo Cię zabiorę do łazienki” – czyli na moją poranna toaletę, a nie do mamy ), to od kilku dni albo potulnie oddaje smoka i manifestuje, że ta metoda już nie zadziała, a dzisiaj w odpowiedzi na mój szantaż łazienką odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem „Do łazienki!!” Nic tylko strzelić sobie w łeb z gumy majtkówki:).
Tak miło rozpoczęte poranki, wkomponowane w otaczające nas na zewnątrz o tej porze dnia tropikalne słońce i gorące powietrze ledwie poruszane delikatną bryzą znad oceanu, nastrajają naprawdę bombowo na resztę dnia – aż się chce iść i spędzić te parę godzin w technokratycznym/industrialnym otoczeniu fabryki przychodów i zysków (nie moich niestety). No ale come on, life is brutal, a swoim malkontenctwem będę epatować populację jak odpalę bloga p.t. „Ja vs. Świat” albo „Dlaczego mi się aż tak nie chce”J. Tutaj mam za zadanie budować morale, propagować pozytywny, pomimo przeciwności, stosunek do świata i w ogóle być spin-doctor’em wszechogarniającego hedonizmu neo-eklektycznego.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o tzw. nienatematyczną dygresję nie na temat i już szybkim zwrotem przez rufę jesteśmy z powrotem na trasie Lenki wyścigu po zdrowie i na tym się koncentrujemy. Jutro nam wypadła z grafika L-Aspa, więc jedna wizyta w szpitalu i jeden wlew chemikaliów mniej (i bardzo dobrze), więc może Lenka spędzi ten dzień jakoś energicznie i żywiołowo. Dzisiaj niestety była bardzo apatyczna i zmęczona. Całe przedpołudnie i spory kawałek popołudnia przeleżała na kanapie przysypiając, nie miała ochoty na nic, dopiero wizyta p. Małogosi, jej prywatnej przedszkolanki, wyrwała ją z letargu. A może to ta depresyjna pogoda (przez ten nagły atak zimy dziewczyny nie poszły na spacer) ja tak przygnębiła? Anyway, im dalej (w sensie czasowym) od chemii, tym Lena lepiej się czuje. Poza tym, wczoraj dostała porcję immunoglobuliny, na co też jej organizm mógł zareagować w taki sposób. Do jutra wszystko zasymiluje, przetrawi, co niepotrzebne i niedobre wydali i wstanie jak nowa Super-Lena Bombastic!!
Natomiast druga siostra sister rozregulowała nam się kompletnie, właściwie to użyłem zupełnie niewłaściwego określenia, chyba się raczej uregulowała, ale kierunek tej ewolucji jest dla nas jak najbardziej niepożądany – czwarty dzień pod rząd budzi się ok. 05:45 (z dokładnością szwajcarskiego zegarka). Daje się jeszcze zgłuszyć, na maksimum 15 minut, chamskim szantażem typu „Kładź się jeszcze spać bo ci zabiorę smoka!” (jak być może wiecie, Matylda jest uzależniona od smoka), lub innymi prymitywnymi metodami perswazji (w przypadku kiedy budzi się z wrzaskiem „Do Maaaammyyy!!!”, którym sygnalizuje chęć władowania się Honeyusi bladym świtem do łóżka, co dla matki jest koszmarem - bo z kolei maj łajf jest uzależniona od długiego snu, co najmniej do 8:00, inaczej jest lewitującym warzywem - wtedy do niedawna działało „Kładź się jeszcze spać, bo Cię zabiorę do łazienki” – czyli na moją poranna toaletę, a nie do mamy ), to od kilku dni albo potulnie oddaje smoka i manifestuje, że ta metoda już nie zadziała, a dzisiaj w odpowiedzi na mój szantaż łazienką odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem „Do łazienki!!” Nic tylko strzelić sobie w łeb z gumy majtkówki:).
Tak miło rozpoczęte poranki, wkomponowane w otaczające nas na zewnątrz o tej porze dnia tropikalne słońce i gorące powietrze ledwie poruszane delikatną bryzą znad oceanu, nastrajają naprawdę bombowo na resztę dnia – aż się chce iść i spędzić te parę godzin w technokratycznym/industrialnym otoczeniu fabryki przychodów i zysków (nie moich niestety). No ale come on, life is brutal, a swoim malkontenctwem będę epatować populację jak odpalę bloga p.t. „Ja vs. Świat” albo „Dlaczego mi się aż tak nie chce”J. Tutaj mam za zadanie budować morale, propagować pozytywny, pomimo przeciwności, stosunek do świata i w ogóle być spin-doctor’em wszechogarniającego hedonizmu neo-eklektycznego.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o tzw. nienatematyczną dygresję nie na temat i już szybkim zwrotem przez rufę jesteśmy z powrotem na trasie Lenki wyścigu po zdrowie i na tym się koncentrujemy. Jutro nam wypadła z grafika L-Aspa, więc jedna wizyta w szpitalu i jeden wlew chemikaliów mniej (i bardzo dobrze), więc może Lenka spędzi ten dzień jakoś energicznie i żywiołowo. Dzisiaj niestety była bardzo apatyczna i zmęczona. Całe przedpołudnie i spory kawałek popołudnia przeleżała na kanapie przysypiając, nie miała ochoty na nic, dopiero wizyta p. Małogosi, jej prywatnej przedszkolanki, wyrwała ją z letargu. A może to ta depresyjna pogoda (przez ten nagły atak zimy dziewczyny nie poszły na spacer) ja tak przygnębiła? Anyway, im dalej (w sensie czasowym) od chemii, tym Lena lepiej się czuje. Poza tym, wczoraj dostała porcję immunoglobuliny, na co też jej organizm mógł zareagować w taki sposób. Do jutra wszystko zasymiluje, przetrawi, co niepotrzebne i niedobre wydali i wstanie jak nowa Super-Lena Bombastic!!
ależ kwiecista w stylu notka. Od razu wiadomo kto pisał heheh;)
OdpowiedzUsuńLenka na pewno nabierze sił, trudno się dziwić, że trochę ją one opuściły bo przecież i leczenie i ta koszmarna pogoda
A wiecie, że ja stosuję równie chamski szantaż wobec mojego rannego ptaszka który najdłużej jest wstanie pospać do 6.15. Widać nie tylko ja jestem rodzicem zwyrodniałym;) Ulżyło mi w sumie:)
Lenko przesyłam energrtyzujące fluidy z dotkniętego armagedonem Pomorza!!! Trzymaj się Mała!
hahaha widzę że odnośnie Matyldy to standard pobudkowy, który i ja przerobiłam.
OdpowiedzUsuńJulia z aktywnością 10 masakrowała mnie dzień w dzień po 5, na zasadzie to co mamusiu imprezka....
no życzę żeby to się skończyło.
uściski dla całej Rodzinki
ciao
donka
Duzo sily dla Leneczki:)Moc dobrej energii posylam:)Buziak dla dzielnego dziecka:)
OdpowiedzUsuńLenno, chyba Ty musisz zapanować nad swoją siostrą :) Acha, w temacie dziewuszek małych różnych szalonych- dziś widziałam fantastyczne stroje: sukienka disneya dla małej królewny Śnieżki (ta niebiesko-czerwono-żółta, pamiętacie z bajki?identyczna jest!of kors, z metką Disney) i... sukienka Radosnej Czarownicy- w zestawie: sukienka czarno-różowo-srebrno-tiulowa, do tego kapelusz, różdżka i... KOT!!! Czarny, którego se można doczepić na ramieniu! Bo cóż to za czarowniczka bez czarnego kociaka? :) Oczywiście chciałam se kupić zestaw, ni ma, bo to zestawy jedynie dla Małych Czarownic, eh :)
OdpowiedzUsuńMałgo