Bez problemów i komplikacji. Miejmy nadzieję, że to ostatni dzień w tej serii i że jutro wychodzimy. Pod koniec dnia pojawiły się jakieś nieoczekiwane i zupełnie znikąd stany podgorączkowe, max. 37.6, za chwilę 36.9, po chwili znowu 37.3 Nie wiadomo co to jest i skąd, bo Leny samopoczucie i poziom energii ruchowo-werbalnej na tradycyjnym, wysokim poziomie. A nawet na wyśmienitym.
Anyway, everybody stand up, clap your hand i na trzy-cztery posyłamy Lenie turbo porcję dobrych fluidów energetycznych. Niech moc będzie z nią i jutro WYCHODZIMY!! Bez odbioru.
A teraz, tradycyjnie, przejdę do części sprawozdawczo-rozliczeniowej mojego dzisiejszego wystąpienia. Z cyklu wydarzeń/sytuacji ciekawostkowo-folklorystycznych (oczywiście chodzi o specyficzną odmianę folkloru 2-4 latków), rozczulających odurzone macierzyńskimi hormonami matki (wszystkie matki proszę o wybaczenie za mój niepoprawny politycznie szyderczy ton - no ale bądźmy szczerzy, dla miłośników futbolu i golonki nie będzie tu nic ekscytującego), to dzisiaj rano Lenka, zaraz po przebudzeniu zaczęła zasypywać mamę całusami, mówiąc "Mamusiu, kocham Cię, mamusiu tak cię kocham" i całusy i całusy - na co mały 2,5 letni Olaf (aktualny sąsiad) - "Ja też! Ja też!" Też kocha moją żonę, czy chodziło o te całusy Leny??:)) Femme fatale mi rośnie w domu?
Niestety, na moim odcinku relacji z córką (co prawda w sekcji gastronomicznej) klapa - Leny nie zachwyciło, przygotowane przeze mnie wczoraj, w pocie czoła, o 23:00, spaghetti (o nie, nie, bynajmniej nie z proszku, co prawda telefoniczna instrukcja obsługi robota kuchennego sie przydała, ale nie wymagajmy za wiele od człowieka, którego natura obdarzyła ułomnymi, zdegenerowanymi kubkami smakowymi). Lena, po zjedzeniu ok. 1/4 zaczęła podobno pluć (relacja babci), a już mnie osobiście przekazała recenzję kulinarną w postaci "Tato, było twarde!". Nie była w stanie oczywiście sprecyzować co było twarde, ale żeby sponiewierać ojca zawsze znajdzie się powód!:) Co za abnegat kulinarny! Moja własna córka! To było najlepsze spaghetti jakie jadłem w życiu!
A potem już tradycyjnie i z górki, misiowi zdiagnozowano powiększone węzły chłonne, założono gips, tata jako doktor musiał powiadomić telefonicznie matę misia, że jego stan jest bardzo zły i musi zostać na długo w szpitalu i .... i tak się doturlaliśmy do wieczora. Stan i sen pacjenta (tego prawdziwego) spokojny i optymistyczny i co tu dłużej pisać (i tak wyczarowałem epistołę z niczego wypełnioną poczwórnie złożonymi, wtrącanymi z uporem maniaka zdaniami) ... oby do jutra.... do wyjścia ze szpitala!!
Tym optymistyczny założeniem żegnam Was drodzy obserwatorzy Lenkowej walki w białym potworem (jak ja to sobię nazywam).
Anyway, everybody stand up, clap your hand i na trzy-cztery posyłamy Lenie turbo porcję dobrych fluidów energetycznych. Niech moc będzie z nią i jutro WYCHODZIMY!! Bez odbioru.
A teraz, tradycyjnie, przejdę do części sprawozdawczo-rozliczeniowej mojego dzisiejszego wystąpienia. Z cyklu wydarzeń/sytuacji ciekawostkowo-folklorystycznych (oczywiście chodzi o specyficzną odmianę folkloru 2-4 latków), rozczulających odurzone macierzyńskimi hormonami matki (wszystkie matki proszę o wybaczenie za mój niepoprawny politycznie szyderczy ton - no ale bądźmy szczerzy, dla miłośników futbolu i golonki nie będzie tu nic ekscytującego), to dzisiaj rano Lenka, zaraz po przebudzeniu zaczęła zasypywać mamę całusami, mówiąc "Mamusiu, kocham Cię, mamusiu tak cię kocham" i całusy i całusy - na co mały 2,5 letni Olaf (aktualny sąsiad) - "Ja też! Ja też!" Też kocha moją żonę, czy chodziło o te całusy Leny??:)) Femme fatale mi rośnie w domu?
Niestety, na moim odcinku relacji z córką (co prawda w sekcji gastronomicznej) klapa - Leny nie zachwyciło, przygotowane przeze mnie wczoraj, w pocie czoła, o 23:00, spaghetti (o nie, nie, bynajmniej nie z proszku, co prawda telefoniczna instrukcja obsługi robota kuchennego sie przydała, ale nie wymagajmy za wiele od człowieka, którego natura obdarzyła ułomnymi, zdegenerowanymi kubkami smakowymi). Lena, po zjedzeniu ok. 1/4 zaczęła podobno pluć (relacja babci), a już mnie osobiście przekazała recenzję kulinarną w postaci "Tato, było twarde!". Nie była w stanie oczywiście sprecyzować co było twarde, ale żeby sponiewierać ojca zawsze znajdzie się powód!:) Co za abnegat kulinarny! Moja własna córka! To było najlepsze spaghetti jakie jadłem w życiu!
A potem już tradycyjnie i z górki, misiowi zdiagnozowano powiększone węzły chłonne, założono gips, tata jako doktor musiał powiadomić telefonicznie matę misia, że jego stan jest bardzo zły i musi zostać na długo w szpitalu i .... i tak się doturlaliśmy do wieczora. Stan i sen pacjenta (tego prawdziwego) spokojny i optymistyczny i co tu dłużej pisać (i tak wyczarowałem epistołę z niczego wypełnioną poczwórnie złożonymi, wtrącanymi z uporem maniaka zdaniami) ... oby do jutra.... do wyjścia ze szpitala!!
Tym optymistyczny założeniem żegnam Was drodzy obserwatorzy Lenkowej walki w białym potworem (jak ja to sobię nazywam).
No to kochani jutro-DO DOMU!!!!Bardzo sie ciesze,ze wszystko idzie jak nalezy:)Biedny tatus tak sie nameczyl ze spagetti,a tu maly brzuszek nie zadowolony:),a mowia,ze faceci to najlepsi kucharze na swiecie:P Wazne ,ze chociaz rola doktora wypelniona zadowalajaco:)Ciesze sie ,ze z Lenka wszystko dobrze!Zycze dobrej nocki:)Calus dla Lenusi:)
OdpowiedzUsuńMam nadzeję, że gorączka minęła i Lenka wróci dziś do domu. Trzymam za to kciuki z całej siły!!!Czekam jak zawsze cierpliwie na wieczorny post:)Buziaczek dla Lenki :)
OdpowiedzUsuńSonia
kciuki trzymam, moc wysylam! Madzia
OdpowiedzUsuńI ja i ja przyłączam się i ma się rozumieć dziś domek.
OdpowiedzUsuńuściski dla Wszystkich
mocy mnóstwo posyłamy! Natalia
OdpowiedzUsuńProszę Andy_Ojciec o kontakt mailowy, ponieważ jesteśmy w stanie Państwu pomóc.
OdpowiedzUsuńMój e-mail: leopold.taczkowski@neostrada.pl