Przejdź do głównej zawartości

Kolejna porażka kulinarna ojca i takie tam...

Wczoraj o 23:30 przygotowywałem dla Leny do szpitala (specjalnie na jej zamówienie) tagliatelle z kaczką w pomidorach - brzmi dumnie, he, he, a tak naprawdę to banał nawet dla takiego ignoranta kulinarnego jak ja - anyway, zarywam noc, pędzę rano przed pracą do szpitala, zanoszę pyszne kluseczki i co? .... dowiaduję się później, że Lena wzięła do buzi jedną łyżkę, wypluła, powiedziała, że jej nie smakuje, odmówiła kontynuowania obiadu, a na moje powitanie w szpitalu po południu powiedziała "Tatuś, ja już nie chcę od ciebie żadnych obiadów". I to się nazywa wdzięczność, nic tylko strzelić sobie w łeb z gumy majtkówki. W ramch buntu zaprzestaję publikowania jakichkolwiek postów na tym blogu, oflaguję się i zażądam odprawy w wysokości 60 miesięcznych pensji :)
Oj rajt, oj rajt, żartowałem.
Dzisiaj ostatni pełny dzień w szpitalu w ramach tej serii MTX (mamy taką nadzieję, dlatego wzywam tradycyjnie do głębokich chchnięć i westchnień energetyczno-paranormalnych) i jutro do domu. Mieliśmy w planie odwiedzić w weekend naszego Wrzaskuna Matyldę na wakacjach u dziadków ale chyba wolimy sobię z żoną pójść w weekend na jakąś imprezę .... oj żartowałem moje drogie, hormonalnie uzależnione od dzieci, kochające matki, oczywiście, że nie na żadną imprezę. Nie chcemy rozstrajać Matyldy nerwowo, swoim krótkim pobytem i zaraz potem ucieczką z powrotem do Warszawy, chyba więc pojedziemy z Leną odwiedzić jej kolegę ze szpitala. Tymczasem Matylda podobno toczy twardą i zażatą walkę ze swoją pięcioletnią siostrą cioteczną Mają (która również przebywa u dziadków na wywczasach) o każdą jedną zabawkę. Niestety, dziewczyny mają tylko jeden wózek dla lalek (własność Matyldy) i jeden rowerek (własność Maji), o które to gadżety toczą się najcięższe boje. Podobno dzisiaj Maja spędziła cały dzień bawiąc się Matyldowym wózkiem, a Matylda siedząc na Maji rowerze. Wg relacj dziadków, sytuacja jest na tyle napięta, że Maja (jedynaczka) stwierdziła, że wraca do Warszawy, bo dłużej nie zniesie tego gówniarza, który jej zabiera zabawki!! No zobaczymy jak się rozwinie sytuacja. Nasz mały nieustępliwy czołg Matylda na pewno nie ustąpi.
Tymczasem, koncentrujemy sie na Lenie i na wyjściu ze szpitala, co, mam nadzieję (huch, och, buch... i lecą pozytywne fluidy) nastąpi jutro jak najwcześniej.
A tymczasem, czas najwyższy położyć się obok wicemistrza makroregionu mazowieckiego w spaniu (czyli Leny) i samemu zasnąć.

Komentarze

  1. Przykro mi z powodu nieudanego tagliatelle:)Juz jutro do domku!Super-ciesze sie z Wami!Zycze jak najszybszego wyjscia do domu:)Buziak dla Lenki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. :))))) no to trochę się pośmiałam:) Przesyłam megafluidy jakby co. Całuski dla Lenki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tatuś Leny niech sie zajmie lepiej pisanie a nie gotowaniem,świetnie mu to wychodzi:) po co się stresować:):):) nad garnkami.A Lence przesyłamy mega moc znad morza!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. hehe, si€ usmialam :D
    przytulaki i moc dla Leny!!!
    Malgo (Portugal)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witajcie! Zaglądam tu od dawna-jak byłam na blogu u Pauli, to i do Was wpadałam na chwilkę:). Dziś pozdrawiam pierwszy raz, ale wspieram myślami od dawna:).Podglądam Waszą rodzinkę i myślę sobie,coraz cześćiej myślę o mądrości słów: "tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono".Serdecznie pozdrawiam całą Waszą rodzinkę (i wspieram jak mogę-to oczywiste:)).Spokojnej nocy Wielcy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. O jeny biedna maja :) Wrzaskun daje radę hehehe po kim ona to ma ja się pytam :) Lenka - jutro będziesz na wolności! jupi dobrze to wszystko leci teraz tfu tfu nie zapeszajac! nie jestem przesądna ale po co zapeszać :) Buziak energetyczny dla całej rodzinki. No może za wyjątkiem wrzaskuna co by wulkanu nie rozgrzewać:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O chorobie przystępnie

Ktoś mnie tu kiedyś poprosił, żebym napisała o białaczce i leczeniu, tak, by można to było zrozumieć. Nie jest to łatwe, ale spróbuję. Tylko uwaga - będzie dla wytrwałych :) A więc tak... Białaczka bierze się z niczego. Może trafić każdego i nie możemy temu zapobiec :(. Od pojawienia się choroby, do wystąpienia pierwszych objawów, mija zazwyczaj ok 2-3 tyg. W tym czasie dziecko zazwyczaj łapie infekcję za infekcją, jest osłabione, blade, często występuje ból stawów i siniaki. Piszę to z doświadczenia mojego i innych rodziców na oddziale. Lekarze często odwlekają zrobienie morfologii - "żeby niepotrzebnie nie kłuć dziecka". Cel szczytny, ale niestety w przypadku białaczki może doprowadzić od sytuacji takiej jak nasza - bezbronny organizm atakuje sepsa . Tymczasem w zwykłej morfologii z rozmazem (koszt ok. 20 zł) można już zobaczyć nieprawidłowości. A na pewno można wykluczyć białaczkę przy przy prawidłowych wynikach. Ale cóż... Białaczki nie można wyleczyć inaczej niż chemią, ...

Znak życia :)

Ponieważ od czasu do czasu pojawiają się komentarze wyrażające zaniepokojenie naszym milczeniem postanowiłam wprowadzić mały update ;). Tak, żyjemy i mamy się dobrze, a w szczególności - Lenka ma się dobrze, a nawet świetnie. Nie choruje właściwie w ogóle (tfu, tfu ;)), kolejne kontrole nie wykazują żadnych nieprawidłowości, super się rozwija i fizycznie i intelektualnie. Uwielbia narty (właśnie dziś startuje w lidze zakopiańskiej, więc kciukasy poprosimy), gimnastykę artystyczną (ach te szpagaty na ścianie!) i pływanie. Za dwa i pół miesiąca skończy 10 lat i od jakiegoś czasu wgłębia się w historię swojego bloga, więc trochę muszę już myśleć o tym, że to nie NASZ (rodziców) blog, ale głównie Lenki ;). Namawiam ją by sama zaczęła pisać, ale chyba nie wie jak zacząć ;). Może ten dzień kiedyś nadejdzie i usłyszycie jej wersję - o dziwo sporo pamięta... Tymczasem przyjmijcie nasze najlepsze życzenia na Nowy Rok 2015! Zdrowia, zdrowia i jeszcze więcej zdrowia :) I trochę fotek z o...

Wstęp

Lenka zachorowała na początku 2009, zaraz po swoich 4. urodzinach. Od kwietnia rozpoczęliśmy walkę o jej życie. Po dwóch latach i 4 miesiącach od diagnozy Lenka zakończyła leczenie farmakologiczne i po kolejnych pięciu latach została uznana za zdrową. W sumie walka z chorobą zajęła nam 7 lat, 3 miesiące i 22 dni.  Lenka teraz jest zdrową, już dorosłą dziewczyną, a my chcielibyśmy, by ten blog pomagał innym walczącym z tym paskudztwem. Bądźcie dobrej myśli!